Sześćdziesiąte urodziny mogą się przydarzyć każdemu. No tak, ale dlaczego mnie??? Nie jestem na to ani gotowa, ani to do mnie nie pasuje. Tak myślałam z lękiem już od paru lat, obserwując kalendarz i upływ czasu, wciąż przybliżającego mnie do tej daty, zupełnie nie do zaakceptowania. Można ewentualnie strzelić sobie w łeb, ale to rozwiązanie też nie bardzo mnie pociągało.

„Jeśli nie możesz czegoś uniknąć, postaraj się to oswoić” - zamienić w coś niezwykle atrakcyjnego, coś, czego nie możesz się doczekać – oto jedna z myśli przewodnich mojego życia, która okazała się strzałem w dziesiątkę.

29 grudnia 2010 roku, na półtora roku przed złowrogimi urodzinami przyszła mi do głowy zbawienna myśl: muszę ten dzień spędzić w sposób niezwykły, w miejscu niezwykłym, w sytuacji niesamowitej. Muszę z tego dnia zrobić taką atrakcję, by przestać się go obawiać, a przeciwnie, żeby zacząć na niego czekać z niecierpliwością. Żeby zacząć liczyć dni…

Do czego najczęściej liczę dni? Do podróży. Czyli – podróż. Jaka podróż, jaka przygoda może być tak atrakcyjna, żeby przebić TAKI powód podróży? Po chwili myślenia mam: w moje sześćdziesiąte urodziny chcę wejść na Stromboli, na czynny wulkan. Na wulkan, który pluje ogniem co kilka – kilkanaście - góra kilkadziesiąt minut. Po co mi fajerwerki, strzelający szampan czy świeczki na torcie, jeśli mogę wejść na tort, jeśli fajerwerki mogą strzelać dla mnie z głębi ziemi?

Oczywiście, można pojechać w dalszą podróż, zobaczyć jeszcze większe cuda, doznać jeszcze bardziej nieprawdopodobnych wrażeń, jednak wyjazd na Stromboli prócz tego, że jest dla mnie wystarczającą atrakcją, jest również w zasięgu moich możliwości – jeśli się postaram... A więc – decyzja podjęta, ogłoszona światu, zaklepana.

mapkagoogleJeśli mi się uda zebrać odpowiednie środki, odwiedzę wszystkie co do jednej wyspy Eolskie (Stromboli, Pantarea, Salina, Lipari, Vulcano, Filicudi, Alicudi - razem siedem), spędzę tam co najmniej pięć dni, z czego trzy - w wiosce Ginostra na Stromboli. Niezwykłej wiosce, liczącej około 30 mieszkańców i 7 osłów, które są jedynym środkiem lokomocji. Gdzie znajduje się najmniejszy oficjalny port świata. Gdzie zaledwie parę lat temu założono linię elektryczną. Gdzie dotrzeć można jedynie przy sprzyjającej pogodzie...

Moje urodziny przeżyję w sposób niezwykły. Tak sobie postanowiłam. Miejmy nadzieję, że to się uda... Ta straszna data 9 czerwca 2012 została oswojona. Już się nie boję. I już liczę dni…

Opublikowano: 30 grudzień 2010
Odsłony: 395

Na facebooku znalazłam Giovannę. Giovanna jest młodą, atrakcyjną dziewczyną i mieszka w Ginostra! Jest jedną z ok. 30 mieszkańców tej maciupeńkiej osady… Jej rodzina prowadzi bar oraz B&B, wynajmuje domy i pokoje. Na moją prośbę Giovanna przysłała mi informacje na temat Ginostry do umieszczenia na mojej stronie, a na pytanie, czy byłaby możliwość zatrzymania się w jej B&B, odpowiedziała, że oczywiście, a na temat warunków - „wrócimy do tego tematu jak przyjdzie czas”. Czyżbym miała tam gdzie się zatrzymać? …

Opublikowano: 02 styczeń 2011
Odsłony: 391

Zaczęłam gromadzić zaskórniaki na specjalnym subkoncie pt. „Wakacje”. Mój tata, zafascynowany decyzją postanowił zasponsorować tę podróż, dorzucając na konto co miesiąc swoją część.

Opublikowano: 01 luty 2011
Odsłony: 343

Szukając możliwości zatrzymania się na Alicudi znalazłam stronę internetową z ciekawą ofertą. Giovanna, nauczycielka z Alicudi oferuje cudzoziemcom pokój + lekcje włoskiego, ale jest tam też cena pokoju bez lekcji, 20 euro za noc, całkiem mi się podoba… Napisałam do niej, i teraz czekam niecierpliwie na odpowiedź…

Opublikowano: 11 luty 2011
Odsłony: 356

WYSPY EOLSKIE - inaczej zwane Wyspami Liparyjskimi to siedemnaście (siedem większych i dziesięć małych) wysp pochodzenia wulkanicznego, położonych na Morzu Tyrreńskim, na północ od Sycylii. Mieszka tu ok 15 tys. mieszkańców, najwięcej (ok. 10,5 tys) na Lipari. Jednak w sezonie jest tu kilkakrotnie więcej turystów, szczególnie na Lipari i Salinie, najmniej na Alicudi i Filicudi.

Starożytna nazwa wysp - Isole Eolie pochodzi od imienia boga wiatrów, Eola, który miał tu swą siedzibę według mitologii włoskiej.

Wyspy Eolskie to stożki lub resztki wulkanów, na Stromboli i Vulcano znajdują się czynne wulkany.

Na wyspy archipelagu można się dostać jedynie drogą morską - głównie z Milazzo i z Neapolu (z Neapolu prom tylko dwa razy w tygodniu!).

Tylko trzy wyspy (Salina, Lipari i Vulcano) posiadają drogi dostosowane do ruchu samochodowego. Woda pitna pochodzi z opadów zbieranych do specjalnych pojemników na dachach domów (cysternach) oraz z cystern umieszczonych w górach, jak też jest dowożona statkami z Messyny i z Neapolu.

Opublikowano: 11 kwiecień 2011
Odsłony: 360

To będzie moja już czwarta wyprawa na Sycylię, dlaczego dopiero teraz Eolie? Planując moją pierwszą podróż na Sycylię, niemal od razu postanowiłam zrezygnować z „zajrzenia” na Wyspy Eolskie, z jednodniowej wycieczki po wyspach, jak często czynią to turyści. Zrozumiałam, że Eolie (inaczej wyspy Liparyjskie) to takie perełki, które trzeba kontemplować powoli, w skupieniu, trzeba poświęcić im tyle czasu ile to tylko możliwe. Dlatego nie pojechałam na Wyspy Eolskie, zostawiłam je na deser. Taki wspaniały deser, który lepiej zjeść na pusty żołądek, bardziej łapczywie, z większą zachłannością… I spokojnie czekałam na to, aż przyjdzie czas, przyjdzie okazja.

Bo też czekanie na deser, czekanie w ogóle jest wartością samą w sobie, wydłuża przyjemność, dodaje apetytu, wzmacnia smak. Uwielbiam mieć deser przed sobą, szczególnie, jeśli jest to deser w postaci podróży… I kiedy półtora roku przed moimi sześćdziesiątymi urodzinami potrzebowałam godnego celu dla niesamowitej podróży, która pozwoliłaby mi oswoić ten dzień - sięgnęłam po Eolie…

Opublikowano: 17 maj 2011
Odsłony: 354

Wyspy działają ogromnie na moją wyobraźnię. Mieszkam w dużym mieście, do morza mam prawie 400 kilometrów, widzę morze czasem raz w roku, czasem raz na kilka lat. Wszędzie mogę dojechać, dojść, dotrzeć bez problemu, nic mnie nie może zatrzymać. Otoczona zewsząd płaskim lądem i wszystkim co cywilizacja oferuje mieszkańcom dużych miast, usiłuję zrozumieć, jak żyją ludzie na wyspach, szczególnie na tych maleńkich, gdzie dotrzeć można jedynie statkiem, na tych, gdzie mieszkańców jest tyle, że wszyscy się znają, gdzie narodziny, ślub, pogrzeb a nawet urodziny to święto całej społeczności. Gdzie z powodu silnej fali brakuje czasem podstawowych produktów spożywczych. Gdzie żeby pojechać do innego miasta trzeba wsiąść na statek i płynąć godzinami… Gdzie czasami nie ma komunikacji publicznej, nie jeżdżą samochody, a co gorsza, nie ma szpitala czy poczty…

W polskim słowie „wyspa” brak znaczenia „izolacja”, które narzuca się jako pierwsze skojarzenie w jego włoskim odpowiedniku. Isola = izolacja. U nas mówi się: zapadła wieś, daleko od szosy. A tam – wyspa, izolacja… Dopiero, kiedy podążając za tym skojarzeniem patrzyłam na „isolani” – czyli na ludzi z wysp takich, jak Pantelleria, Lampedusa, Linosa, Marettimo – zobaczyłam w nich coś, czego się zupełnie nie spodziewałam: radość z bycia częścią tego odległego, odizolowanego świata, jego pełną akceptację. Kiedy na dalekiej, smaganej wiatrem czarnej Pantellerii zapytałam napotkanych mieszkańców: jak się tu mieszka, ze zdumieniem usłyszałam: spokojnie! I w tym słowie było wszystko – duma, radość, akceptacja. Zadziwiło mnie to i postanowiłam zbadać tę sprawę dogłębnie. Stąd pewnie moja pasja do „kolekcjonowania wysp”. Chciałabym zrozumieć jak się mieszka na wyspie. Jak się tam spędza wolny czas, jak się pracuje, jak się uczy. Jakie się tam ma problemy i radości. Jak przeżywa się święta. Jak płyną godziny, dni, lata…

Myślę, że gdybym miała taką możliwość, chciałabym resztę mojego życia spędzić na małej wyspie, słuchając hałasu fal, skrzeczenia mew, przyglądając się marynarzom wracającym z morza. Chciałabym żyć tak właśnie: spokojnie, bez pośpiechu, smakując chwilę… Wiem, że tego marzenia nie zrealizuję, ale dwa tygodnie na Wyspach Eolskich z pewnością pomogą mi zrozumieć choć odrobinę jak tam płynie życie…

Opublikowano: 06 czerwiec 2011
Odsłony: 351

Są tacy ludzie na świecie, co traktują podróże w sposób niezwykły. Może troszeczkę jak ja… Nie tylko kupić bilet, pojechać z biurem podróży, wybrać hotel, ileś tam gwiazdek. Można też zaproponować komuś tapczan w swoim domu. I to wcale niekoniecznie coś za coś, ząb za ząb, tapczan za tapczan… Może to być też tak, że ty mi dasz kanapę, a ja pomogę komuś innemu w jakiś inny sposób… Czytam o couchsurfingu, nie wszystko mi tu odpowiada, ale widzę, że różni ludzie różnie traktują ten sposób na poznawanie świata i ludzi. Może znajdę kogoś, kto myśli tak jak ja? Zarejestrowałam się: Zarejestrowałam się na tutaj.

Szukam kogoś na wyspach – i mam! Piszę do Moniki ze Stromboli i do Barbary, Niemki mieszkającej na Salinie. Opowiadam im o mojej podróży, o marzeniach, o oswajaniu urodzin. I czekam na odpowiedź…

Opublikowano: 11 listopad 2011
Odsłony: 5822

Parę dni temu napisałam do Moniki, która działa w couchsurfingu. Monica prowadzi na Stromboli dom, który nazwała Domem dla Wędrowców. I w tym domu najprawdopodobniej będę mogła zamieszkać podczas mojej podróży, czyli również w TEN DZIEŃ… Monice bardzo się spodobał mój pomysł oswojenia urodzin…

Opublikowano: 03 grudzień 2011
Odsłony: 342

Również Barbara z Saliny odpowiedziała na moją prośbę o „kanapę”. Nie jest to jeszcze obietnica, bo Barbara nie mieszka u siebie, ale obiecała albo przyjąć mnie do siebie, albo znaleźć mi coś w okolicy. Szkoda, że na innych wyspach nie ma nikogo z couchsurfingu…

Opublikowano: 11 grudzień 2011
Odsłony: 382

Już wiem kiedy: 3 czerwca wyruszam z Warszawy do Rzymu, stamtąd do Neapolu i z Neapolu na Wyspy Eolskie. 9 czerwca wchodzę na Stromboli. 19 czerwca wracam z Rzymu do Warszawy. A pomiędzy tymi datami - buszuję po wyspach! Wyszło mi 16 dni...

Udało mi się kupić bilety na samolot z Warszawy do Rzymu i z powrotem za 405 zł. I zaczynamy odliczanie...

Opublikowano: 18 grudzień 2011
Odsłony: 376

Teraz oczywiście zaczęło się kombinowanie, jak to wykonać. Okazało się, że po pierwsze, SIREMAR, firma, która prowadzi promy m.in. z Neapolu na Wyspy Eolskie zbankrutowała! Przeszukuję internet, i widzę, że są inne możliwości - całkiem niedrogo można kupić bilety z Rzymu na samolot do Katanii. Kto wie, może tak? Może uda mi się wrócić na Etnę z innej strony? Może zobaczę Taorminę? Ciekawe, co jeszcze się uda wymyślić...

Opublikowano: 19 grudzień 2011
Odsłony: 435

Tak, niedrogo... jak już postanowiłam kupić te bilety to z 43 euro zrobiło się 100... A pisali, że cena z dodatkami. Jestem nieco wkurzona. Ale podejrzewam, że w końcu kupię (choć to drożej niż z Warszawy do Rzymu i z powrotem!), bo po prostu inaczej chyba się nie da...

Ale potwierdza się, że na wyspy nie jest tak łatwo (i tanio!) się dostać...

Opublikowano: 11 styczeń 2012
Odsłony: 395

Okazuje się, że ten bilet Warszawa Rzym to był falstart. To był błąd. Żeby kto inny takiego błędu nie popełnił, wytłumaczę o co chodzi:

Otóż, kiedy kupowałam bilet, byłam przekonana, że jak tylko przylecę do Rzymu, zaraz wsiądę w pociąg do Neapolu, a tam zaraz wsiądę na prom i na drugi dzień rano będę już na wyspach. A z powrotem znów tak samo, no, może z jednym dniem rezerwy, żeby nie ryzykować spóźnienia promu/pociągu i zdążyć na samolot powrotny.

Ale okazało się, że to nie takie proste. Nie przewidziałam, że promy nie płyną codziennie, a jedynie dwa razy w tygodniu, tam we wtorki i piątki wieczorem, a z powrotem w niedziele i w czwartki wieczorem. Czyli, przylatując do Rzymu w niedzielę miałabym prom dopiero we wtorek wieczorem, a jeszcze gorzej wracając, bo wracając promem w niedzielę byłabym w Neapolu w poniedziałek rano, a o 16.40 mam samolot z Rzymu... Dla mnie to zbyt ryzykowne, ale w przeciwnym wypadku musiałabym opuścić wyspy już w czwartek wieczorem mając samolot w poniedziałek! Bez sensu!

Czyli, pierwsza przestroga dla tych co moimi śladami: chcąc płynąć promem trzeba koniecznie dopasować samolot do rejsów.

Można z Neapolu popłynąć wodolotem SNAV, ale cena dla mnie jest za wysoka - 130 - 200 euro w obie strony (podczas gdy prom kosztuje 120 euro w obie strony, ale płynie nocą więc w cenie biletu jest też nocleg). A przecież do Neapolu też trzeba dojechać...

Ja miałam już zamiar kupić samolot Rzym - Katania za "głupie" sto euro, czyli drożej niż z Warszawy do Rzymu, ale prócz ceny odstraszało mnie to, że szczególnie wracając muszę mieć ze dwa dni rezerwowe na wypadek odwołania lotu (co w Katanii ze względu na Etnę łatwo może się zdarzyć), konieczność nocowania gdzieś w Katanii i gdzieś w Rzymie...

A więc, druga przestroga: kiedy zamierzacie kupić bilet dokądś i stamtąd dokądś dalej (w różnych liniach, nawet super tanich), radzę, sprawdźcie najpierw, czy nie da się kupić biletu w jednej linii z przesiadką!

To wychodzi po pierwsze taniej (choć na pierwszy rzut oka wydaje się drogo - Warszawa - Catania - Warszawa w Alitalia - 720 zł, podczas gdy oddzielnie W-wa -Rzym, Rzym Catania, Catania Rzym, Rzym Warszawa w dwu liniach - 850 zł). A po drugie, mając bilet w jednej linii z przesiadką nie trzeba się bać, że się nie zdąży na samolot, bo to problem tej linii, a mając dwa niezależne bilety niestety, trzeba zawsze założyć jakieś spóźnienie - a więc przeznaczyć na przesiadkę duuuużo więcej czasu.

No i wreszcie zrobiłam to, na co mnie namawiała Alka: sprawdziłam ceny i rozkłady autobusów - i BINGO! Z Rzymu do Messyny dwie linie prowadzą po dwa autobusy w odstępie godzinnym. Czyli razem cztery autobusy, jak na rezerwę dla mnie wystarczy :) Autobusy jadą nocą, wczesnym rankiem są na miejscu, a z Messyny już dwa kroki do Milazzo. Autobusy w zależności od rozkładu kosztują od 30 do 45 euro w 1 stronę. Biorąc pod uwagę, że to nocne, nie trzeba już płacić dodatkowo za nocleg :) Wiadomo, jak się śpi w autobusie, ale co tam, ważne, że w ten sposób nie tylko dojadę na miejsce bezpośrednio a potem już tylko statek na Eolie, ale co mi się bardzo podoba, mając powrotny lot z Rzymu o 16.20, mogę bezpiecznie wyjechać z Messyny poprzedniego dnia wieczorem i nie ma takiej opcji, żebym spóźniła się na samolot. Czyli mogę pełny czas wyjazdu spędzić na Wyspach Eolskich!!!

Cieszę się ogromnie, że nie dałam się skusić i nie kupiłam biletu na samolot do Katanii!!! I że dokładnie 14 dni, pełne 14 dni spędzę na wyspach!

Opublikowano: 06 luty 2012
Odsłony: 356

Dzisiaj dostałam niezwykły prezent urodzinowy! Giovanna Petrusa z Ginostry, na pytanie o warunki wynajęcia pokoju w jej B&B Luna Rossa w Ginostra na Stromboli odpisała mi tak: będzie mi miło Cię gościć w moim B&B, nic nie musisz płacić! HURA!!! Giovanna, sei grande!!!

Opublikowano: 19 luty 2012
Odsłony: 375

Na Vulcano, na campingu Togo Togo czeka na mnie dom (no, domek)! Spędzę tam dwie ostatnie noce na wyspach. Postanowiłam, że Vulcano zostawię sobie na sam koniec, chociaż – a może właśnie dlatego – że z Vulcano do Milazzo jest najbliżej. Dzięki temu żaden sztorm, żaden wiatr mi nie zagrozi, z Vulcano zawsze dostanę się na Sycylię i do mojego autobusu, co nie byłoby takie pewne w przypadku na przykład Alicudi…

Opublikowano: 03 kwiecień 2012
Odsłony: 362

Dziś zarezerwowałam sobie udział w wieczornej wyprawie na wulkan Stromboli na TEN DZIEŃ, czyli na sobotę, 9 czerwca. Wycieczkę organizuje Magmatrek. Pytałam o możliwość trasy z Ginostry, ale nie odpowiedzieli, jednocześnie Monica napisała mi, że wypraw z Ginostry się już nie robi. Nie wiem jak jest faktycznie, biorę to co mi dają. Jeśli Iddu czegoś nie narozrabia, mam zapewnione urodziny na szczycie…

Opublikowano: 15 kwiecień 2012
Odsłony: 342

Nareszcie odezwała się Giovanna z Alicudi. Mogę się u niej zatrzymać dwie noce! Alicudi... maleńka wysepka niemal zapomniana przez wszystkich... Taka kropelka na wielkim morzu... I ktoś tam na mnie czeka...

Opublikowano: 17 kwiecień 2012
Odsłony: 354

Odliczanie zaczyna się w chwili podjęcia decyzji. Początkowo jest to takie odliczanie informacyjne – ile jeszcze czasu… Potem zaczynają się emocje… Dzięki odliczaniu podróż trwa długo, dużo dłużej niż te kilka – kilkanaście dni. Odliczanie działa na wyobraźnię: za pięć miesięcy – za pięć tygodni – za pięć dni … będę tu i tam, będę robić to czy tamto, będę…

Czasem bywa, że odliczanie nagle zaczyna się od nowa – wtedy podróż przedłuża się jeszcze dużo, dużo bardziej… Kiedy przez pięć lat, co roku na nowo planowałam moją pierwszą podróż na Sycylię, początkowo z wypiekami na twarzy odliczałam miesiące do wyjazdu, potem przychodziła refleksja: jednak tego roku nie dam rady, trzeba przełożyć wyjazd na za rok… Chwila żalu i zaraz mój wrodzony optymizm oraz umiejętność znajdowania dobrej strony w każdej sytuacji podpowiadały: jak to dobrze, że jeszcze tyle czasu mam to przed sobą…

Kiedy odlicza się miesiące, emocje to przede wszystkim radość, ciekawość. Kiedy przychodzi moment, gdy do wyjazdu pozostają cztery tygodnie, wraz z radością przebija się lekki dreszcz… Ojej, to już tak niedługo… Bo za dwa tygodnie będzie tylko dwa do wyjazdu, a to już naprawdę zaraz… Wtedy prócz radości, zaciekawienia coraz bardziej dochodzą do głosu obawy, paranoje, niepokoje: czy dam radę… czy coś się nie wydarzy… czy coś mi nie przeszkodzi… czy o czymś ważnym nie zapomnę…

Kiedy odliczam dni zaczynam się bać choroby, wypadku, spóźnienia. Na lotnisku obawiam się jakiejś pomyłki, zagapienia (jak kiedy stanęłam w niewłaściwej kolejce i byłabym poleciała do Londynu zamiast do Rzymu). Kiedy już siedzę w samolocie – obawy pryskają, prócz tej jednej, kiedy coś samolotem rzuci, coś skrzypnie, coś bujnie… Szkoda byłoby nie dolecieć…

Tym razem muszę jeszcze z lotniska w Rzymie dojechać na dworzec autobusowy, kupić bilet (a jak nie będzie?) potem jechać całą noc autobusem, potem znaleźć port w Messynie, potem kupić bilet na wodolot, wsiąść – dopłynąć… I już będzie to na co czekam od półtora roku… Tak będzie, jeżeli mi się to wszystko uda. A uda się?

Za cztery tygodnie o tej porze będę już na lotnisku w Warszawie…

Opublikowano: 06 maj 2012
Odsłony: 368

Faust oddał duszę za młodość, ja oddam młodość za odwiedziny krainy Hefajstosa… Za miesiąc o tej porze... O rany, będę schodzić z wulkanu... A może jeszcze będę na górze? To będzie wielki dzień, i wcale nie dlatego, że będę miała te głupie urodziny, ale dlatego po prostu, że tam będę...

Opublikowano: 09 maj 2012
Odsłony: 357

Troszkę po drodze zweryfikowałam program: zamiast trzy noce na Salinie będę dwie na Lipari (zarezerwowałam B&B Lauricella) i jedną na Salinie. Giovanna na Alicudi nie chce ani grosza za gościnę!!!  Będą potrzebne jakieś prezenty... Obserwuję prognozę pogody pod tytułem: ile węzłów ma wiatr... Ponoć powyżej 15 to problem.

Opublikowano: 15 maj 2012
Odsłony: 375

Po-po-pojutrze wyjeżdżam...
Chciałabym, żeby to już było, bo już nie mogę! Na pakowanie za wcześnie, na myślenie o podróży ... ile można myśleć ... Nie potrafię mieć głowy TUTAJ, a z głową TAM trudno tutaj funkcjonować... Próbowałam układać plan z rozkładów statków i wodolotów i stwierdziłam, że nic się nie da, a potem dostałam wiadomość STAMTĄD - że te rozkłady wcale nie są dokładne, że tego wodolotu wcale nie ma, a tamten jest, choć ma go nie być ... Zwątpiłam...

Kupiłam aparat do zdjęć podwodnych, maskę i fajkę, i czuję się jakbym wróciła do przedszkola... Nie mam pojęcia o nurkowaniu i nie o to chodzi, ale chciałabym móc wziąć ze sobą aparat płynąc - mam nadzieję - do jakichś grot czy podczas wycieczek dookoła wyspy, no to jak zrobić zdjęcie pod wodą bez maski?

Giovanna z Alicudi napisała mi, że jeśli mam ciężki bagaż, mogę idąc do niej z portu (mieszka dość wysoko) wynająć muła (za 15 euro) lub zostawić część rzeczy u bileterki w porcie... Ja myślę jednak, że spróbuję tak dopasować zawartość plecaka, żeby nie mieć problemu z przemieszczaniem się, choć, nie ukrywam, ciekawie byłoby zdobyć doświadczenie w wynajmowaniu muła...

Barbara z Saliny coś przebąkuje o możliwości wzięcia udziału w wyprawie na delfiny... Czy taka wyprawa może się przytrafić dokładnie wtedy, kiedy będę ten jeden jedyny dzień na Salinie...? Ale jakby coś takiego się udało, to bym chyba umarła z radości...

I tak to się kręci, a zegarek się kręci chyba do tyłu... Trzeba rodzinę przygotować na ponad dwa tygodnie mojej nieobecności... Trzeba psa zaszczepić, pomidory spryskać, w akwariach wymienić wodę... Niech już wreszcie będzie niedziela!

Opublikowano: 30 maj 2012
Odsłony: 353

Przyszedł ten dzień... Za chwilę ruszam. Dziś w programie: Izabelin - Okęcie - Fiumicino - Roma Tiburtina - i noc w autobusie. Jutro rano będę w Messynie - Milazzo - Lipari.

No to hej, ruszam w drogę!

Opublikowano: 03 czerwiec 2012
Odsłony: 360