Dzisiejszy dzień był niezwykle bogaty we wrażenia. Nie dam rady opisać wszystkiego, spróbuję w skrócie, bo właśnie dotarłyśmy do domu.

Wybrałyśmy się dziś na jedną z najpiękniejszych włoskich plaż - Isola dei Conigli. Nie potrafię wyrazić słowami jak tam cudnie! Czyściuteńka woda, widoki, kolory - mimo, że to październik przecież...

Długi pas płyciuteńkiej wody, w której ludzie chodzą, siedzą, leżą, dzieci się bawią, ryby pływają... Poszłyśmy plażą do Isola dei Conigli (Wyspy Królików), później popływałyśmy sobie, a potem poszłyśmy ścieżką w górę, wybrzeżem co moment zatrzymując się, żeby achać i ochać, jednocześnie też robić zdjęcia. (cdn)

 
 

Opublikowano: 02 październik 2011
Odsłony: 472

Z plaży dei Conigli poszłyśmy ścieżką w górę wybrzeżem. Droga nie była bardzo trudna, choć parę miejsc wymagało uwagi. Doszłyśmy do Zatoki Kurczaczka, czyli Cala Pulcino - to tam można podziwiać te cudne latające łódki - patrz filmik na mojej stronie (zrobiłam tam zdjęcia, widziałam to przecież na własne oczy!). Woda jest tam tak przezroczysta, a dno tak białe, że łodzie rzucają cień na dnie, co wygląda, jakby płynęły nad wodą...

Plaża tam jest maleńka, i nie taka czyściutka jak plaża Isola dei Conigli, ale za to jest tam dosłownie parę osób (w niedzielę). Z pewnością wynika to z faktu, że dostać się tam nie jest tak łatwo.

Potem wróciłyśmy inną drogą, przez rezerwat, wąwozem Vallone Profondo (czyli Głęboki Parów). Ależ widoki, najpierw skalista pustynia i góry, później zaczyna się po troszeńku zieleń, przechodząca w las i piękne'zarośla. W końcu doszłyśmy do drogi prawie na końcu wyspy. Wróciłyśmy do przystanku szosą oglądając te kamienie jak na stepie po obu'stronach drogi, podczas gdy raz po jednej, a raz po drugiej stronie wyłaniało się morze... Lampedusa jest długa i wąska.

(filmik Alki pokazuje początkowy etap drogi z plaży Królików wybrzeżem w górę)

Opublikowano: 02 październik 2011
Odsłony: 442

Po południu poszłyśmy znów na przystanek, tym razem do miasteczka. Okazało się, że autobus jeździ co godzinę, niestety, tylko do 20. Połaziłyśmy trochę i zaczęłyśmy szukać jakiegoś miejsca żeby coś zjeść. Niestety, trudno było coś znaleźć bo wszędzie dopiero przygotowywano się do otwarcia, a my przecież miałyśmy autobus o 20...

W końcu znalazłyśmy trattorię, gdzie zgodzono nas się nakarmić. Dostałyśmy jedzonko - trofie del chef, doskonały sos z rybami i owocami morza, odrobineczka wina plus litr wody - zapłaciłyśmy 30 euro + mancia.

No a potem... siedząc w trattorii usłyszałam, że jakaś kobieta pięknie śpiewa, i głos mi był znajomy. Ale to nie było nagranie. Po chwili zaśpiewała drugą piosenkę - pomyślałam, to Loredana Errore, którą uwielbiam! Zapytałam kelnera - kto to śpiewa? A on mówi - Loredana, tam na przeciwko.

Poleciałam tam, zostawiając mój talerz. Loredana, prawdziwa, śpiewała dwa kroki ode mnie moją najukochańszą piosenkę! Kiedy skończyła, podeszłam i powiedziałam jej, że przyjechałam z Warszawy, że od dawna trzymam za nią kciuki - i tak dalej. Wycałowałyśmy się, wyraźnie się ucieszyła. Powiedziała, że będzie tu śpiewać więc postanowiłam zostać - nie ważne, jak wrócimy, znów piechotą, ale zostaję...

Niestety, czekałam i czekałam a jej wciąż nie było. Pewnie będzie śpiewać dopiero koło północy, trzeba wracać do domu. Udało się wrócić z sympatycznymi tubylcami i sunią Dianą zielonym mehari nie tylko bez szyb, ale też bez drzwi...

Jutro czeka nas wycieczka łodzią dookoła wyspy - trzeba iść spać!

(poniżej Loredana Errore w piosence, w której ją po raz pierwszy zobaczyłam w telewizji, i w której ją poznałam na Lampeduzie, oczywiście, to nie jest moje nagranie, kiedy ją usłyszałam i poszłam zobaczyć, zapomniałam o aparacie...)


Opublikowano: 02 październik 2011
Odsłony: 450