Teraz tylko parę słów, bo chciałam najpierw opracować wszystkie zdjęcia, ale zrobiło się późno i już nie widzę na oczy... Jestem w Mongiove (Patti), dosłownie dwa kroki od tej góry, na której stoi Sanktuarium w Tindari, a pod nim są te niezwykłe laghetti, czyli jeziorka. Jutro rano wybieram się autobusem do Tindari, i stamtąd pewnie zejdę piechotą do jeziorek, a potem będę wracać bardzo ciekawą drogą - skalno - morską do mojego Mongiove... Bardzo jestem ciekawa jak mi się to uda.

Mój pokój w B&B Xenia jest super, ale o nim później, robiłam zdjęcia zachodu słońca, jadłam lody a na kolację ricottę z  pomidorami i na deser brzoskwinie. Dobranoc!!!

Opublikowano: 07 czerwiec 2016
Odsłony: 641

Jestem ledwo żywa, ale szczęśliwa! Nie bez problemów wycieczka bardzo się udała, choć nie spróbowałam przejścia od jeziorek do Mongiove, jak mi radził Domenico: jego tata mi powiedział, że to trudne przejście, idzie się po kamieniach, również w wodzie (to OK), ale w pewnym miejscu trzeba przepłynąć, no i to spowodowało, że z tej ciekawej opcji zrezygnowałam, no bo co z plecakiem, aparatem itp? Z Domenico rozmawialiśmy o tym, że wjadę autobusem na górę, do Sanktuarium, zrobię zdjęcia, zajrzę do kościoła i wrócę autobusem. No ale autobus za 3 godziny... Na mapce znalazłam ścieżkę, prowadzącą na sam dół, do Marinelli, skąd już łatwo można dojść do jeziorek. Pytałam o to tatę Dominico, który przyszedł rano zrobić mi śniadanie, no ale on twierdził, że to się nie da, że lepiej zjechać autobusem do Oliveri i stamtąd przejść do jeziorek. Taki miałam plan, ale kiedy czekałam na otwarcie dawnego sankturarium, rozmawiałam z przewodniczką i pytałam jak tam się dostać, ona oczywiści obstawała przy opcji samochodowej, ale wymsknęło jej się: jest ścieżka, ale odradzalabym. Pociągnęłam ją za język: owszem, jest ścieżka, ale ona nie wie w jakim stanie, trzeba by mieć zakryte buty no i w ogóle. Postanowiłam wypróbować tę ścieżkę i było super :)

Problem się zrobił z powrotem z jeziorek,  bo jedyna opcja z Oliveri to był pociąg, autobusów w moją stronę nie ma i już (a do tego jeszcze, zanim się o tym dowiedziałam, straciłam masę czasu, bo ludzie nie bardzo wiedzieli... No a pociąg niestety, nie zatrzymuje się w Mongiove. Jak wrócę z Patti? Założyłam, że z Patti musi być autobus do Mongiove. A okazało się, że owszem, ale ostatni o 15, a ja wróciłam o 17... Nawet nie było co marzyć o złapaniu okazji, bo droga prowadzi tak pokrętnie, że nie ma gdzie stanąć... Musiłam wezwać na pomoc Domenico, a on poprosił swojego tatę, i dzięki ich uprzejmości dotarłam do domu...

To tak w skrócie cały dzień, a o poszczególnych etapach wycieczki będzie w oddzielnych postach, bo naprawdę warto! Zdjęć mam masę...

Opublikowano: 08 czerwiec 2016
Odsłony: 661

Tindari to maleńka miejscowość wysoko na wzgórzu. Tindari to też wielka stroma góra nad samym morzem. I na tej górze stoi sanktuarium, do którego przyjeżdżają pielgrzymi, wierni, wycieczki. Dużo ludzi też (jak ja) jedzie tam głównie, żeby zobaczyć niezwykły widok w dole: lagunę, tworzącą niezwykłe jeziorka, Laghetti di Marinello, rezerwat przyrody.

No i właśnie, przyjeżdża człowiek raniutko, bo o tej porze jest autobus, no i po pierwsze, słońce jest za sanktuarium, czyli to, czego robiąc zdjęcia nie lubię, no dobra, ale potem: patrzę skąd ten widok, idę tam, a tam widzę jedynie lagunę i jedno jeziorko... A gdzie reszta? Te które widziałam na tylu zdjęciach? Dziwne... W końcu pytam pana od pamiątek, a on mówi, że żeby zobaczyć ten pełny widok trzeba poczekać do 11, kiedy otwierają bramę z boku i można wejść do dawnego, małego kościoła. Tam w zakrystii jest okno, przez które (i tylko tam!) można to zobaczyć. No, ale nikt nigdzie o tym nie mówi! No dobra, pochodziłam, odwiedziłam wykopaliska i dawny amfiteatr, a wykopaliska naprawdę ciekawe (będą zdjęcia...), została jeszcze godzina. Nie po to tu przyjechałam, żeby odejść z kwitkiem... Czekając na 11 dowiedziałam się od przewodniczki o ścieżce w dół (czytaj w poprzednim poście), i mam zamiar ją wypróbować. W końcu jest 11, otwierają bramę, wchodzimy do kościółka, który mieści się jakby na tyłach tego ogromnego sanktuarium. Poszłam tam głównie dla widoku, ale naprawdę ten kościółek jest piękny, malutki, dużo ładniejszy według mnie od tego, który wznosi się na skale... Tyle, że pewno tego malutkiego z dołu by nie było widać. I jest tam przepiękna kaplica, mimo, że nie wolno zrobiłam zdjęcia. No i jest też to okno i ten słynny widok...

 

Opublikowano: 08 czerwiec 2016
Odsłony: 750

No, to teraz mogę wypróbować ścieżkę: śmiesznie, bo ścieżka wyrusza za toaletami. Jest, skalne schodki i drewniane poręcze, świetna sprawa! A ze schodków jakie widoki!!! Rany, i na górę, i na dół, i na jeziorka, i na całe wybrzeże! Niech żałuje ten, co jeździ samochodem!

Opublikowano: 08 czerwiec 2016
Odsłony: 684

Wydawało mi się, że miasteczko w pobliżu jeziorek nazywa się Marinella, ze zdziwieniem stwierdziłam, że to Oliveri. To nie jedyny tam problem: zrobiłam masę kilometrów szukając centrum oraz jakiegoś przystanku, nikt nic nie wiedział, informacja turystyczna była zamknięta. Obeszłam to minimiasteczko kilka razy. A na koniec wyszłam z plaży i mając przed sobą dwie drogi skręciłam w tę, którą nie przyszłam, bo tak lubię i wydawało mi się, że szybciej mnie zaprowadzi do dworca. Na samym końcu okazało się, że ta ulica jest zamknięta bramą, a powiedzieli mi o tym carabinieri, którzy przez tą bramę przejechali. Powinnam im była powiedzieć, że przecież na początku drogi nie było żadnej informacji, skąd człowiek ma wiedzieć, że na końcu jest brama. No ale oni powiedzieli, że tym razem mi darują i otworzyli bramę :)

Chciałam zjeść obiad w tradycyjnej trattorii, ale była zamknięta, więc zjadłam morele, pomidory i trochę serka. Policzyłam, że do dziś na jedzenie wydałam 14 E.

No dobra, ale jeziorka: myślałam, że na dole mogą być już nie takie ładne, no bo widok płaski. A wcale nie. Oczywiście, nie widać tego zagiętego kształtu laguny, jest po prostu taki jakby półwysep, ale jeziorka są prześliczne. Dwa mają piękną, zieloną barwę, a na skałach nad nimi hałasują ptaki - mewy, ale nie tylko. Sporo roślinności, również pięknie kwitnące krzewy, a dalej na lagunie, na piachu, rosną takie kępy bardzo malownicze...

No i mój sukces, tego można się było spodziewać: obeszłam to wszystko, wszyściuteńko dookoła! Najpierw szłam wzdłuż skalnej ściany, tam te zielone jeziorka po lewej, a po prawej takie "normalne", z sitowiem. Dalej po prawej laguna. Doszłam aż do końca plaży, tam, gdzie dalej idzie się ponoć morzem i skałami aż do Mongiove, które jest po prostu za górką. Tam odpoczęłam w cieniu, zjadłam kolejne morele, brzoskwinie i serek, a potem polożyłam się na kamyczkowym piasku i patrzyłam na skały nade mną. Morze szumiało, mewy się darły, skały wisiały nade mną, jeziorka pobłyskiwały. Normalnie, raj :)

Potem zdjęłam buty i szłam brzegiem morza z nogami w wodzie obchodząc lagunę dookoła. Tak, jakbym obrysowywała jej kontur. Po zachodniej stronie morze tworzyło fale, nie wielkie, ale jednak. Kiedy doszłam do zakręconego czubka laguny i zaczęłam wracać po drugiej jej stronie, tej wschodniej, tu morze było zupełnie spokojne, bez fal. W końcu doszłam jakby do podstawy tego półwyspu i aż do zielonego jeziorka, od którego zaczęłam ten spacer.

Pamiętam, jak to z góry było widać. Ktoś zawołał: ojej, tam chyba są ludzie, takie maleńkie kropeczki. No, a teraz tu byłam ja, z góry pewnie widoczna jak mała kropeczka... Nie tylko ja, trochę ludzi się opalało, na końcu laguny parę osób wędkowało, raczej nikt się nie kąpał...

Potem już tylko dworzec kolejowy, pociąg do Patti no i szok, nie ma jak wrócić o domu. Jak wróciłam - o tym pisałam wcześniej :)

Opublikowano: 08 czerwiec 2016
Odsłony: 683

Jutro rano jadę do Montalbano, przyjedzie po mnie Filippo i tak rozwiązane zostały problemy komunikacyjne :) Ale to będzie jutro, dziś jestem jeszcze tutaj, w Mongiove. Jest to maleńka mieścinka z dużą, piaszczystą plażą. Dobry punkt wypadowy do Tindari, jeśli ktoś porusza się samochodem, również żeby odwiedzić jeziorka, dotrzeć do Montalbano, odwiedzić okolicę - niedaleko góry. B&B Xenia warta polecenia. Jest to taki długi szereg domków piętrowych, jak zrozumiałam, Xenia zajmuje chyba 4 domki, inne należą do innych agencji czy innych właścicieli. Mój domek jest bardzo sympatyczny, jest to B&B, a więc jest tu kilka pokoi, ale ma się wrażenie jakby się było po prostu w domu. Mój pokój ma łazienkę w środku, a wspólna jest kuchnia, salonik. Na ścianach wiszą rodzinne zdjęcia Domenico, na półkach są książki i pamiątki. Jest też stół w ogrodzie, widzę piec ogrodowy. Wszystko sympatycznie urządzone, takie jakieś domowe.

Domenico i jego tata bardzo uczynni, a jednocześnie nie narzucający się. Ja bym tu chętnie wróciła, a jeśli kogoś to miejsce zainteresuje, to tutaj jest więcej na ten temat...

Opublikowano: 08 czerwiec 2016
Odsłony: 732

Jest wpół do ósmej, za pół godziny przyjedzie po mnie Filippo i pojedziemy do Montalbano. Miasteczko, choć jest niedaleko, nie jest stąd widoczne, ukryte wśród gór. Bardzo jestem ciekawa, jak to wygląda, no i jaki jest ten mój pokoik na starym mieście... A dopo!

Opublikowano: 09 czerwiec 2016
Odsłony: 607