DSC05473W Ispica poczekałam na przystanku pół godziny, autobus przyjechał wcześniej niż w rozkładzie (co prawda w rozkładzie są dwa, jeden o 14.10 a drugi o 14.20, dziwnie tak - ja wsiadłam w ten pierwszy). Autobus jedzie do Pachino, wg rozkladu tam powinnam się przesiąść w autobus do Marzamemi. Tymczasem w Pachino, kiedy pytam, gdzie mam wysiąść żeby złapać autobus do Marzamemi mówi: ja panią zawiozę, to blisko... No i bądź tu mądry, o co chodzi?... Kiedy wysiadłam tuż przed wjazdem do Marzamemi, zapytałam ile jestem mu winna, powiedział, że nic i pojechał...

DSC05474Salvo miał po mnie przyjechać do Marzamemi pół godziny później, wysłałam  mu sms, że już jestem, za chwilę przyjechał. Miły, młody człowiek, od razu zaczął mi opowiadać o miejscach, które mijaliśmy, o podróż. Zawiózł mnie do supermarketu na zakupy, sklep był wielki, on czekał przed wejściem a ja się głowiłam, co mogę potrzebować przez 4 dni, bo pewnie blisko domu nie ma żadnego sklepu. Wykupiłam chyba pół sklepu a on się spóźnił do pracy :( Gdyby mnie zawiózł do takiego małego sklepiku, raz dwa i byłoby zrobione!

Potem jadąc do domu pokazał mi okolice, jak się dostać na plażę a ja prawdę powiedziawszy czułam się jak w labiryncie... No i zajechaliśmy pod dom, ktory widziałam nieraz na zdjęciach, i oniemiałam z wrażenia...

Opublikowano: 30 wrzesień 2017
Odsłony: 544

Casale Scirbia to mój dom na następne cztery dni i już się martwię, że tylko tyle!!! Tu jest absolutnie pięknie! Nie wiedziałam, że to taka wielka i piękna posiadłość. Sam dom, to raczej domek, to był kiedyś dom gospodarski. Teraz mieści dwa mieszkania do wynajęcia, ja zajmuję to mniejsze. Samo mieszkanko jest urocze i bardzo wygodne, ładnie urządzone, ale to wszystko co koło domu, zapiera mi oddech. Nie, nie, żadne tam widoki na morze. Morze się ukryło nieźle. Po  prostu, jest to duży zielony teren, drzewa brzoskwiniowe, ładnie urządzone miejsca wypoczynkowe, cisza, spokój, nikogo dookoła - wszystko moje!!!

Nie potrafię slowami oddać tego co czuję, może zdjęcia to pokażą, a kto ciekaw, zobaczcie jak Casale Scirbia jest opisane na portalu tutaj.....

Po rozpakowaniu się pojechałam na moim rozklekotanym rowerku (a niech mu będzie!) drogą najpierw w prawo, podtem w lewo, żeby się zorientować gdzie co się tu znajduje, gdzie to morze, gdzie ten rezerwat Vendicari. Znalazłam morze, znalazłam rezerwat, poszłam kawałek choć słońce już chyliło się ku zachodowi (ale nie w morzu, tylko za krzewami). Doszłam do pierwszej plaży rezerwatu. Morze trochę się gniewało, więc zostawiłam je w spokoju i wróciłam do domu na kolację.

Opublikowano: 30 wrzesień 2017
Odsłony: 507

Obudziłam się i od razu do okna: wyglądało na mocno zachmurzone. Ale jak wystawiłam głowę przed dom, widzę słonko! Pogoda zmienna, tak mówi prognoza, ale przed poludniem może być trochę ładnie, więc kombinuję: rezerwat czy Marzamemi? Nie wiem czy na tym przedpotopowym rowerku dojadę do Marzamemi, ale inaczej się nie da. Wolałabym tam pojechać dzisiaj, zobaczyć, obfocić, pozachwycać się i potem zająć się rezerwatem - jutro, pojutrze. Rany, jak mało mam czasu, a myślałam, że będę tu się nudzić...

Kawa, amaretti, prysznic - za oknem już prawdziwe słonko, tylko trochę chmurek! Zaraz zrobię sobie prowiant i w drogę! Na zajmowanie się zdjęciami nie ma po prostu czasu, one są, będą tutaj, ale teraz trzeba iść robić nowe ;)

Opublikowano: 01 październik 2017
Odsłony: 538

Udało się!!! Byłam, zobaczyłam, zdobyłam! Teraz leżę i zipię, ale warto było! Dojechałam na tym moim śmiesznym rowerku, który, jak się okazuje, co prawda ma blokadę przeciwkradzieżową, jest kluczyk tylko że ... nie da się go wyjąć... Według mnie nikt takiego antyku nie zwinie, ale jednak, bałam się zaryzykować i zostawiłam go na parkingu strzeżonym, niech się cieszy :) Słonko to grzało, to się chowało za chmury, ale w większości świeciło jak należy. 

No a Marzamemi: dziś niedziela, było sporo turystów, ale tak normalnie, bez przesady. Miasteczko wiadomo, turystyczne, ale ze zdjęć wydawało mi się, że bardziej polukrowane, nieprawdziwe, a tymczasem ono jest po prostu bardzo zadbane, ładne, urocze. Pewnie w dzień powszedni, teraz poza sezonem, byłoby mniej ludzi, mniej pamiątek, spokojniej, ale nie mogę narzekać. 

Na koniec zjadłam to, o czym marzyłam od przyjazdu jeszcze do Donnalucaty: frutti di mare panierowane z sokiem z cytryny. Było ich mnóstwo, myślałam, że pęknę! Cena podobna jak w zeszłym roku w Katanii, ale było ich w tym opakowaniu (na wynos) chyba ze trzy razy więcej. Na lody już nie zostało miejsca :)

A teraz popatrzcie, jak pięknie jest w Casale Scirbia po deszczu...

Opublikowano: 01 październik 2017
Odsłony: 524

Dziś pochmurny poranek, a na popołudnie zapowiadają burzę i deszcz. No i co tu robić... Prognoza na jutro zapowiada piękny dzień, jeśli to się sprawdzi, dzis mogłabym (zgodnie z założeniem, że to ma być podróż wypoczynkowa!) sobie poodpoczywać: poczytać, pobawić się zdjęciami, pospacerować po okolicy. Nie pada, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pochodzić, tylko że ... mnie przeszkadza fakt, że bez słońca zdjęcia są bez sensu, wszystko tak bardzo traci...  Jeśli jednak dzisiaj nie pójde do Vendicari a jutro zamiast być pięknie, będzie lało, to będę sobie pluć w brodę. Na pojutrze zapowiadają cały dzień deszczu. I bądź tu mądry...

Wszystkim radzę odwiedzać Sycylię wiosną lub jesienią, bo na ogół jest wtedy ciepło, nawet gorąco, a jesienią do tego ciepła woda. Ile razy byłam na Sycylii jesienią - nawet w końcu października - zawsze tak właśnie było. Zawsze jednak podkreślam, że jesień to ryzyko gorszej pogody, i tym razem to się sprawdza. Choć nie mogę narzekać - jest ciepło, choć za chłodno na kąpiel w morzu, jest pochmurno, ale jak dotąd nie padało mocno, jedynie troszkę kropiło, zobaczymy co będzie w następnych dniach.

Salvo mówi, że ten kawałek Sycylii jest niezwykły pod względem pogody, ponieważ tutaj ścierają się dwa morza, wiatr z reguły rozgania chmury i bardzo rzadko tu pada. Podobno w ostatnich dniach były ulewy w Katanii, w Syrakuzach, a tutaj parę dni temu padało przez chwilę. Dla odwiedzających te miejsca to doskonała wiadomość, dla roślin nie bardzo, bo jest tu bardzo sucho. Salvo ma piękny sad pełen brzoskwin, uprawianych ekologicznie - nie są pryskane, a owoce ukryte są przed insektami w woreczkach. W moim domu stoi cała misa tych brzoskwiń - są dobre, aromatyczne, choć nie tak soczyste jak te w sklepach.

(Trochę później) Leje jak z cebra. Dobrze, że nie wyruszyłam nigdzie. Wszystko ma plusy i minusy, a więc: na plus - podlewają się roślinki :) Na minus: siedzę w domu. Na plus: odpocznę, zrelaksuję się, popracuję nad zaległymi zdjęciami. Na minus: chciałabym odwiedzić Vendicari, zajrzeć na słynną plażę Cala Mosche. No dobra, niech pada, ale od jutra niech wyjdzie słonko, poproszę!!!

Opublikowano: 02 październik 2017
Odsłony: 527

Tak, nie wystarczy, że przyjechałam na Sycylię chora, nie mogłam się kąpać, że lało pół dnia i ma lać przez następne dwa... Jeszcze teraz mój komputerek odmówił posłuszeństwa... I co ja teraz zrobię? Blog spróbuję wystukiwać telefonem czego nie lubię i nie umiem (teraz piszę drugi raz, mozolnie wystukałam wszystko po czym wszystko mi się wykasowało...). No ale zdjęć na blogu nie dodam, nie ma szans... Dopiero po powrocie, a wtedy będę miała do obrobienia strasznie dużo zdjęć, już mnie to przeraża... Tu mam czas, no i na świeżo, po trochę, to całkiem co innego. No ale siła wyższa...

Na pocieszenie udało mi się dziś po południu pójść do Vendicari bo przestało padać. Przeszłam spory kawałek, nawet słonko nieco świeciło. Widziałam bizantyjskie groby, mury jakiegoś ogromnego kościoła, potem jesiora gdzie obserwuje się ptaki ale żadnego nie było. Jeśli się da, jutro zajadę z drugiej strony.

Opublikowano: 02 październik 2017
Odsłony: 560

 

Hura, hura, laptopik ożył!!! Okazało się, że się tak na poważnie zawiesił, wieczorem zauważyłam, że był ciepły choć od wielu godzin wydawał się wyłączony, żadnych innych oznak życia. Wtedy pojawiła się nadzieja, rano był zimny i martwy. Ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że może być martwy bo rozładował się wreszcie, a więc jak wreszcie taka myśl mi się pojawiła, podłączyłam, poczekałam chwilę - i ożył!!! Musiał jednak przeżyć śmierć kliniczną, bo nawet godzina mu się zresetowała...

Osobom, które dziwią się, że w podróży martwię się komputerkiem, zamiast chłonąć widoki, spróbuję wytłumaczyć: chłonę, chłonę, jak najbardziej. Tylko nie wystarczy mi to co wchłonę, chcę się z tym podzielić, po to blog, po to facebook. Jeżdżę sama, ale w  podróży myślę o tym, żeby innych namówić na przyjazd moimi śladami. Chcę pokazać jak tu ładnie. Ale nie tylko, bo dla moich wspomnień też piszę, wklejam zdjęcia. Pamiętam, 10 lat temu, po mojej pierwszej podróży na Sycylię siedziałam nad zdjęciami przez 2 miesiące, i robiłam wtedy tylko to, to była ogromna robota i masa czasu. Kiedy zajmuję się zdjęciami w podróży, jest to o wiele łatwiejsze, bo robię to po trochę, w wolnych chwilach, na bieżąco albo po paru dniach, jeszcze na świeżo. Łatwiej mi opowiedzieć o miejscach, które są na zdjęciach zanim pojadę dalej. Teraz jest mój czas na to, i sprawia mi to ogromną frajdę, kiedy wrócę do domu, zajmę się domem :)

Żeby nie było tak idealnie, to od rana leje. Ciemno, buro, mokro. Przed południem rozpogodziło się odrobinę, przestało padać, pochodziłam po mojej posiadłości, pstryknęłam parę zdjęć, potem nawet myślałam, żeby się wybrać gdzieś choćby na krótki spacer, jednak zanim się zebrałam, znów się zaciągnęło i zaczęło padać. I tak ma być do wieczora... Salvo strasznie się martwi, że tak mi się pobyt tutaj nie udał, proponuje, że mnie zabierze na jakieś zakupy czy coś, ale nie potrzebuję, mam wszystko. Dziś od swojej Mamy, Silvany przywiózł mi smakołyki na obiad!

Moja nadzieja, że jutro może będzie lepiej. Tak bardzo bym chciała wybrać się jeszcze na wycieczkę do dalszej części Vendicari, dotrzeć do plaży Cala Mosche. Miejmy nadzieję, że tak jak wczoraj darowano mi pół dnia w miarę dobrej pogody, tak dostanę jeszcze tę szansę jutro, bo pojutrze raniutko przenoszę się do Modiki. Jak bym mogła, to bym została tutaj jeszcze ze dwa dni, no ale nie mam takiej możliwości. Jak mawiają Włosi: pazienza...

Opublikowano: 03 październik 2017
Odsłony: 533

Wczoraj liczyłam na dzisiejsze  polepszenie pogody, zapowiadane w  prognozach. Miało być raczej pochmurno ale bez deszczu. A guzik, leje od rana, a nawet wcześniej. Niebo zaciągnięte. Biorąc pod uwagę, że Casale Scirbia, Vendicari to główny punkt mojej podróży, nie mogę powiedzieć, że nie szkoda... Udało mi się zobaczyć w słońcu Marzamemi, znam kogoś, kto tu przyjechał i Marzamemi  nie było widać przez ulewę. A mnie się udało. Ale szkoda, no bo przy takiej pogodzie to mogłam siedzieć w domu. Tak, siedzę w domu, tutaj. Na dworze mokną rowery, leżaki. Mam kurtkę przeciwdeszczową, ale jaka to frajda łazić  po takim deszczu. Co innego takie kapanie jak w Donnalucacie, nawet mi nie przeszkadzało, ale to co jest tutaj - nie...

No ale, jak to mawiam zawsze, wszystko ma swoje plusy i minusy. Dzięki pogodzie w blogu pojawiły się zdjęcia i zaraz się wezmę za te z Marzamemi. No cóż, jak bym mogła wybrać, wolałabym pójść do rezerwatu a zdjęciami się zająć kiedyś tam. Ale dość marudzenia!

Salvo zaczął kombinować, jakby tak zamiast jutro wyjeżdżać autobusem skoro świt (o 7.30) znaleźć kogoś, kto by mnie mógł zawieźć do Modiki samochodem. Wygodnie, owszem, ale ja się uczepiłam innej strony tej możliwości: wszystko jedno kto i jak i gdzie, ale żeby wyjechać stąd później, a najlepiej wieczorem! W ten sposób byłaby szansa na kolejny dzień spędzony tutaj, a prognozy mówią, że ma być lepiej. Oczywiście, już wczoraj na dzisiaj to mówiły, ale na jutro mówią jakby dobitniej...

Potem poszperałam po rozkladach i okazało się, że nie tylko AST dojeżdża w te strony, ale też Interbus. Co prawda Interbus nie jedzie do Modiki, ale udało się dopasować autobus Interbus z Pachino do Noto z autobusem AST z Katanii (tym, którym jechałam z lotniska) który jest w Modice przed 21. I to jest chyba to o co chodzi! Dzięki temu rozwiązaniu mam czas tutaj do 18, a przez ten czas można góry przenieść, a co dopiero odwiedzić rezerwat! Jeśli jutro będzie lało cały dzień, chyba się rzucę ze skały do morza!

Opublikowano: 04 październik 2017
Odsłony: 531

Dzień pod znakiem deszczu, tym razem deszcze nie taki gwałtowny, ale dość paskudny, bo szaro, buro, zaciągnięte i leje. Salvo strasznie żałuje, że mój wymarzony pobyt tutaj został popsuty przez pogodę, no ale to przecież nie jego wina. Ja już kombinuję, jakby tu kiedyś wrócić... Na obiad zjadłam przysmaki, które Salvo przyniósł od swojej Mamy, pani Silvany - kawałek pizzy, kawałek foccacci i jeszcze jakieś takie wypieki puste w środku a dobre. Smakowało mi bardzo, dziękuję!

Pod wieczór mocniej wiało ale mniej padało, postanowiłam być twarda i pójść na spacer. Kurtka przeciwdeszczowa i w drogę, tym razem piechotą, bo co za frajda jechać na rowerze w deszczu. Chciałam zobaczyć najbliższą plażę w San Lorenzo, to dwa kroki. Było ponuro ale po trochę padało coraz mniej, aż przestało całkiem, za to morze było wkurzone! Z plaży widać Cytadelę i pierwszą plażę rezerwatu (spiaggia Citadella), i okazało się, że można tam przejść ścieżką, no to poszłam. I potem dalej plażą dokąd się dało, dalej niestety było zagrodzone... W ogóle w rezerwacie jest mnóstwo miejsc, gdzie nie można przejść ze względu na ochronę fauny. No ale trochę szkoda, bo jak na razie nie udało mi się zobaczyć żadnego zwierzaka ani ptaków, których jest tu masa...

W końcu poszłam ścieżką po moich śladach z przedwczoraj, doszłam znów do tego monumentalnego kościoła Trigona, popatrzyłam na jeziorka dookoła (znów ani śladu jakiegoś ptaka) i wróciłam do domu.

Opublikowano: 05 październik 2017
Odsłony: 528

Dzisiejszy dzień jest darowany, miejmy nadzieję, że nie pożałuję... Zamiast wczesnie rano jechać do Modiki (gdzie nie mogłabym jeszcze rano dostać pokoju, a więc musiałabym się trochę pętać po mieście do 16), wyruszam stąd dopiero o 18 autobusem do Noto, a stamtąd innym autobusem do Modiki, gdzie będę o 21. No ale moje mieszkanko muszę zwolnić, bo niedługo przyjdzie pani, żeby tu posprzątać, a potem przyjadą  nowi goście. Myślałam, że Salvo wydzieli mi jakiś kącik gdzie zostawię rzeczy i pojadę do rezerwatu, no i trochę się niepokoiłam co potem z toaletą czy jakimś jedzeniem. Tymczasem kochany Salvo dał mi klucz do większego mieszkania, które jest teraz puste. Zaraz się spakuję i przeniosę tam moje rzeczy, mam zgodę na korzystanie ze wszystkiego co tam jest łącznie z łazienką i kuchnią!

No to teraz tylko poproszę o ładną pogodę! Może, żeby moje prośby nie były zbyt wymagające, niech chociaż nie pada. Ale jakby tak jeszcze pokazało się słoneczko, to byłabym nieprawdopodobnie wdzięczna! Chciałabym potem wsiąść na rower i podjechać do innego wejścia do rezerwatu, tak, żeby zobaczyć inne miejsca, przede wszystkim zatokę Cala Mosche, gdzie miałam nadzieję na pływanie i obserwowanie podwodnego życia. To jest niemożliwe, ale choćby zobaczyć tę plażę - mam nadzieję, że się uda.

Gdyby dało się przejść pllażą rezerwat, można byłoby tam dojść od strony morza, ale po pierwsze, jest tu wiele ścieżek z zakazem wstępu, a po drugie, ten rezerwat ma taką osobliwość, że jest tu wiele takich jezior - jeziorek, które często łączą się jak jęzory z morzem, i przejście tego chyba byłoby niemożliwe.

PS. Wlaśnie zaczęło lać... :(

Opublikowano: 05 październik 2017
Odsłony: 487

Udało się! Dyszę, zipię, ale dotarłam i w dodatku zrobiło się pięknie właśnie tam! Pewnie wiele więcej teraz nie napiszę, bo muszę coś zjeść a potem przyjedzie Salvo i zabierze mnie do Pachino do autobusu. Ale najważniejsze, że nie tak zupełnie wszystko stracone :)

Grazie, Salvo, arrivederci!

Opublikowano: 05 październik 2017
Odsłony: 484