Słońce grzeje coraz mocniej, cały świat mam na dłoni. Zbliżam się do pierwszego szczytu, za nim jest zejście w dół i przede mną kolejne łagodne zbocze do szczytu wyższego wzgórza. Idąc robię zdjęcia. Jakoś wciąż nie ma ludzi, co się dzieje, nikt tędy nie chodzi? Szlaków też nie widać… Jednak nie boję się, gdyż droga jest niezwykle prosta a płynący gdzieś tam w dole strumień dodaje pewności.
Veneto, i miasteczko Conegliano… cudowna kraina. Zielone wzgórza pokryte są winnicami a produkcja wina to główna gałąź tutejszej gospodarki. W Conegliano w 1876 roku założono pierwszą wyższą szkołę hodowców winorośli.
W Castello do obiadu i kolacji podają nam na stół butelkę białego i butelkę czerwonego wina, pochodzące z dwóch szlaków winnych: Strada del vino Bianco i strada del vino Rosso. Kiedy w butelce zobaczymy dno, należy podnieść ją do góry, a za chwilkę przyniosą drugą… Ponieważ zmieniamy się przy stołach, staram się zawsze siadać z Włochami, Francuzami, Hiszpanami a nigdy ze Słowianami, bo ci pierwsi mają wino na stole od dziecka, piją je po parę łyczków aby ugasić pragnienie, a nasi… cóż, za chwilkę butelka jest pusta… Muszę przyznać, że cały mój pobyt na kursie odbywam w lekkim, leciutkim winnym transie…