Bajka się zaczyna...

31 grudnia 1999 roku, godzina 15. Właśnie wyszłam z pracy, stoję na przystanku, w plecaku mam łamańce z makiem, sernik i trochę łazanek z kapustą i grzybami - udało się zachomikować w Święta! Czuję się jak ptak, stojący na brzegu gniazda tuż przed lotem...

Uwielbiam ten moment, kiedy zaczyna się przygoda i staram się nic nie przyspieszać, a raczej zatrzymywać każdą chwilę. Ten przystanek, ten autobus, to już są pierwsze etapy mojej podróży.  Czasu mam dość, i jak zwykle, nie wierzę... Nie wierzę, że to się dzieje, że to możliwe. Z pewnością dojadę na lotnisko, a tam w biurze Alitalia spojrzą na mnie jak na wariatkę - bilet? Jaki bilet! Chce się jechać, to się bilet kupuje! Ale póki mnie nie przegonią, warto się nacieszyć tym co niewiadome...

Warszawiacy spieszą się do domów, trzeba się przygotować na bale, prywatki, przebrać, uczesać. Patrzę na nich z uśmiechem. Ja nic nie muszę... Ja się nigdzie nie spieszę... Ja już żyję moją przygodą!

Dojeżdżam na lotnisko, szukam biura Alitalia. - Chciałabym odebrać bilet na nazwisko... - Moment, i mój bilet wypada z automatu jak puszka coli! Jakie to proste! Czary są zawsze proste... Pstryk - i jest bilet! 

on 14 sierpień 2015
Odsłony: 832

You have no rights to post comments