W czerwcu 1998 roku po 22-letniej przerwie pojechałam w podróż! Stało się to dzięki mojej pasji do malamutów: miałam w Genui odebrać szczeniaczka. Przyszło mi do głowy, że skoro i tak mam jechać, to warto odwiedzić dawnych przyjaciół. Nawiązałam kontakty, umówiłam się wstępnie, po czym... okazało się, że nie mam po co jechać... szczenięta w hodowli się nie urodziły. Chciałam natychmiast zawiadomić przyjaciół, że nie przyjadę, kiedy to moje dzieci zaczęły mnie przekonywać, że przecież mogę pojechać po prostu dla własnej przyjemności. Oczywiście, miały w tym swój interes - kilka dni wolności, ale zasiały ziarno, które natychmiast zaczęło kiełkować...
Pojechałam autobusem, jak przed laty. Tylko że nie byłam już dwudziestolatką i podróż autobusem bardzo mnie zmęczyła, a nawet wystraszyła, bo bardzo spuchły mi nogi. Potem dowiedziałam się, że jadąc autobusem na długiej trasie trzeba koniecznie ćwiczyć nogi, podnosić do góry, wstawać...