Neapol, Capri, Pompeje

Moi przyjaciele obiecywali mi, że pojedziemy razem do Neapolu. Ale wciąż nie mieli czasu... W końcu powiedzieli: jesteś odważna dziewczyna, dajesz sobie świetnie radę, jedź sama, nic ci się nie stanie! No to wzięłam do siatki koszulę nocną, kapcie, do ręki aparat i pojechałam. Kiedy wysiadłam w Neapolu z pociągu i wyszłam przed dworzec, od razu poczułam się jak na Bliskim Wschodzie - hałas, krzyk, rozgardiasz, klaksony... Oj, marnie to widzę... Poszłam jakimś bulwarem przed siebie. Kupilam sobie pizzę w małej pizzerii ze stolikami na ulicy, a chłopaczek - kelner zwrócił mi uwagę, żeby nie trzymać aparatu na widoku, bo ukradną... To nie dodało mi pewności siebie... Kto chciałby wiedzieć, co się dalej wydarzyło w Neapolu, niech zajrzy dalej, za zdjęcia, bo oj, działo się... Tu tylko powiem, że żeby uniknąć tych wszystkich zalotów, gwizdów, łapania za kolano (blondynka z niebieskimi oczami...) pojechałam precz z Neapolu - do Pompejów i na Capri. Ale w Neapolu bez przygód się nie obyło...*

* Jeśli interesują Was przygody, poniżej opisuję dokładniej mój pobyt w Neapolu...

Otóż, jak powiedziałam wyżej, już niedługo po przyjeździe do Neapolu zaczęłam myśleć, że przyjazd tu samotnie nie był najlepszym pomysłem. Postanowiłam więc znaleźć szybko schronisko młodzieżowe, w którym miałam zamiar się zakwaterować, i zaraz potem udać się w turystyczne miejsca - Capri? Pompeje? Szukając schroniska dotarłam do informacji turystycznej. Po pobycie na Bliskim Wschodzie miałam do tych punktów informacyjnych ogromne zaufanie: tam zawsze znajdowaliśmy pomoc i radę.

W informacji turystycznej miły pan powiedział mi, że na rejs na Capri jest już za późno i zaoferował się, że on mi pokaże miasto. Wydało mi się to losem wygranym na loterii. Pan chciał najpierw poczęstować mnie kawą, zanim chłopak z baru z przeciwka przyniósł kawę, mój domniemany opiekun zaczął się dobierać do mojego kolana... Podziękowałam więc za chęć pomocy i za kawę i wyszłam...

Ponieważ faktycznie na Capri było za późno, postanowiłam pojechać do Pompejów. Wsiadłam do pociągu, który za chwilę miał ruszyć, po czym coś niezrozumiale powiadziano przez megafon i wszyscy wyszli z pociągu... Ktoś uczynny wytłumaczył mi, że jest strajk, pociąg nie pojedzie, ale podstawili autobusy. Autobusy były zapchane maksymalnie, wyglądało na to, że z jazdy nici, ale jakiś bardzo sympatyczny pan z autobusu zrobił mi miejsce i w ten sposób ruszyłam. Pan jechał dalej, ale po drodze tak sympatycznie się gadało, że ... wysiadł ze mną w Pompejach. Muzeum było niestety zamknięte, pochodziliśmy trochę po wykopaliskach, które w tej sytuacji zrobiły na mnie trochę za małe wrażenie - za bardzo zajęta byłam, całkiem po prostu, flirtowaniem. Pan był ujmujący, nie nachalny, stąd i moja reakcja. W końcu poszliśmy na dworzec, on miał jechać dalej, ja z powrotem do Neapolu. Ale pan wsiadł ze mną... To było miłe, ale już trochę zaczęło być męczące...

Kiedy wysiedliśmy w Neapolu, staliśmy na przystanku tramwajowym, czekałam na tramwaj w kierunku schroniska. Co chwilę się chmurzyło i zaczynał padać deszcz, po czym znów się na chwilę rozpogadzało i tak na zmianę. Jakiś człowiek stojący obok otworzył nade mną parasol. Podziękowałam mu, a on odpowiedział burkliwie, zorientowałam się, że nie jest Włochem i - co było bardzo zachęcające - nie był zupełnie mną zainteresowany... Przyjechał tramwaj, ja kategorycznie odmówiłam mojemu towarzyszowi pomysłu jazdy ze mną dalej, po czym wsiadłam do tramwaju. Cudzoziemiec stanął niedaleko, a ja myślałam, że dobrze byłoby w tym mieście mieć takiego opiekuna... Spytałam go, czy wie jak daleko schronisko, a on odpowiedział niechętnie, że daleko. Po jakimś czasie jednak sam podjął rozmowę: schronisko jest bardzo daleko, a on zna hotelik blisko dworca, bardzo tani, więc mogę robić co chcę, ale on na moim miejscu nie jechałby do schroniska. Ja na to - czy może mi podać adres tego hoteliku. A on, że adresu to on nie pamięta, ale jak załatwi coś na poczcie, tu obok, to potem tam będzie jechał, więc jak chcę to mi może pokazać...

No, to myślę sobie, super! Odczekałam jego załatwianie na poczcie, wróciliśmy w okolicę dworca, w hoteliku dostałam klucz do pokoju, a ten pan (Węgier jak się okazało) zaproponował, że pokaże mi trochę Neapol. No, to wygrana, bo kto by się obawiał Węgra! Szybko się odświeżyłam w moim pokoju, po czym wyszliśmy. Jakoś zamiast pokazywać mi miasto mój nowy opiekun zaprowadził mnie do kina... Całkiem bez sensu, bo przecież nie po to przyjechałam do Neapolu. W dodatku wtedy we Włoszech do kina wchodziło się o dowolnej porze, więc weszliśmy w środku jakiegoś durnego filmu. Sala była zadymiona, bo wszyscy palili, no a Węgier... zabrał się za moje kolano! W tym Neapolu to oni wszyscy byli jacyś dziwni, nawet cudzoziemcy! Oganiałam się, myślałam, oby do końca seansu, ale kiedy się skończył film, zaraz zacząl się nowy! No nie, co to to nie, powiedziałam i wyszłam z kina. Nie wiem, czy bym trafiła do hoteliku, ale Węgier wyszedł za mną.

I tu dopiero się zaczęło. Po pierwsze, pan w recepcji powiedział, że przenieśli moje rzeczy do innego pokoju. Dlaczego nie zrozumiałam. Klucz wziął Węgier, który uparł się, że najpierw poczęstuje mnie herbatą. Wsypał trochę herbaty do szklanki i zalał to wodą z kranu... Zażądałam klucza do pokoju, a on - zaczął mnie obejmować... Zaczęłam walczyć, jakimś cudem udało mi się wyrwać mu klucz i pobiegłam do pokoju, który był pół piętra wyżej. Zamknęłam się na klucz, rzuciłam na łóżko, serce biło mi jak szalone. Ten walił w drzwi... Byłam pewna, że jakoś się do mnie dostanie, że to ukartowane, że jak mi się tu coś stanie to przecież nikt nie będzie miał pojęcia gdzie mnie szukać...

Jak to się stało, że w końcu zrezygnował, że zrobiło się cicho? Leżałam na łóżku nie dowierzając tej ciszy, całą noc nie spałam, bałam się usnąć... Rano wcześnie się ubrałam i na palcach zeszłam ze schodów. Widziałam, że w jego pokoju drzwi były otwarte, tak że mógłby widzieć, jak schodzę - tylko że, na szczęście, zasnął... Facet w recepcji patrzył na mnie z obrzydliwym uśmieszkiem...

Udało mi się uciec z tego podejrzanego hoteliku, cały dzień spędziłam na Capri, gdzie było pięknie, choć Lazurowa Grota była pod wodą... Jednak moje wspomnienia z pierwszego mojego pobytu w Neapolu do romantycznych nie należą... Ważne, że wszystko się dobrze skończyło.

on 18 sierpień 2015
Odsłony: 995

You have no rights to post comments