W Rzymie na demonstracji i jak zawaliłam na pożegnalnym wieczorze...

Moi koledzy w Rzymie załatwili mi pracę, sprzątałam mieszkania, byłam w tych mieszkaniach wiele godzin całkiem sama, wracałam potem potwornie zmęczona, a dookoła mnie był Rzym, którego nie miałam siły zwiedzać...

Zaszłam do ambasady zapytać o możliwość przedłużenia paszportu, żeby legalnie móc zostać we Włoszech. Pani przy schodach powiedziała mi: "my tego nie załatwiamy". "A kto?" ja na to. "Nie wiem, może ministerstwo oświaty w Warszawie?" - "a, to dziękuję, do widzenia" - odpowiedziałam, i tak skończyły się moje marzenia o pracy i studiach w Mediolanie...

W Rzymie wzięłam udział w demonstracji ulicznej, było to dla mnie niesamowite przeżycie, bo przecież w Polsce wtedy demostracje były zabronione. Nie miałam tak naprawdę pojęcia o co chodziło, ważne było, że szliśmy z transparentami, policja stała z tarczami i atmosfera była zupełnie niezwykła.

Przez prawie cały czas w Rzymie byłam bez grosza, dopiero w przedostatni dzień dostałam wypłatę, zaprosiłam tego dnia na kolację wszystkich moich znajomych. Kiedy skończyłam pracę najpierw pojechałam do centrum żeby zrobić jakieś zakupy - jakieś ciuchy czy coś... W końcu znalazłam sklep hinduski, coś czego u nas nie było no i przebierałam w tych szmatkach, nie mogłam się zdecydować. (kieckę i szal z tego sklepu mam do dziś!). Nareszcie wyszłam z zakupami i pojechałam na nasze osiedle, gdzie chciałam zrobić zakupy w sklepie koło domu. Jak ja chciałam w pół godziny przygotować przyjęcie, nie mam pojęcia (hm, niewiele wtedy umiałam, wyobrażałam sobie tylko, że potrafię...). No ale tu niespodzianka: sklepy były już zamknięte!!! Wydawało mi się, że sklepy są czynne do wieczora, a tu wszystko było zamknięte! Jeszcze z godzinę chodziłam i szukałam, aż w końcu przyszłam do domu. Zadzwoniłam domofonem, a tu słychać  radosny hałas - "No jesteś nareszcie, bo my głodni czekamy"... a ja na to, żeby ich uprzedzić, zanim wejdę: "ale nie gniewajcie się, nie mam nic do jedzenia..." Jedna z moich największych życiowych wpadek...

Kupiliśmy pieczone kurczaki w barze obok... Wstyd mi było okropnie, choć wszyscy mnie pocieszali... I tak im się odwdzięczyłam za gościnę! :(

on 19 sierpień 2015
Odsłony: 907

You have no rights to post comments