Dzień 6 cd, Schody Tureckie, wiatr i słonce w oczy...

O 15, po odpoczynku i przekąszeniu czegoś w barze ruszam do Realmonte. Pietro poradził mi, żebym poprosiła kierowcę, by mnie wysadził jak najbliżej Scala dei Turchi. Tak zrobiłam, a kierowca odpowiedział zagadkowo: gdziekolwiek bym panią wysadził, wszędzie będzie daleko… I po prostu wysiadłam na przystanku w Realmonte. Małe miasteczko, takie typowo tutejsze. Miła starsza pani pokazała mi drogę – po prostu iść w dół.

A więc idę w dół, ale to nie do końca jest możliwe, bo potem jest droga w bok, i nie ma w dół. Usiłuję jakoś z tej drogi zejść, wciąż wchodzę na czyjeś podwórka i muszę wracać. Gdzieś tam zlatuję ze skarpy usiłując iść na skróty. Zaczyna mnie to wkurzać, bo jest tu parę wielkich tablic, że Ralmonte to miasto Schodów Tureckich, a nie ma kierunkowskazów (nie mówiąc już o tym, że przydałby się jakiś dojazd do takiej atrakcji). Idę szosą, znów skręcam, bo widzę coś białego nad morzem, chcę tam dojść, ale tak się nie da. Znów wracam na szosę i tak w kółko.

Jacyś starsi panowie jadący samochodem zatrzymują się, pytając, czy nie wiem gdzie te schody są. Pokazuję im, że tam, tylko nie wiem jak tam się dostać. Proponują, że mnie podwiozą, to wspólnie znajdziemy. Jedziemy, widać za chwilę sznur samochodów zaparkowanych, napis Schody Tureckie. Wysiadam, dziękuję, idę w kierunku napisu, a tu dalej nie wiadomo, gdzie tak naprawdę należy iść. Ileś czasu główkuję, aż w końcu znajduję małe schodki właściwie do jakiegoś baru, ale one mijają ten bar i schodzą do plaży, takiej normalnej, z piachem, ale w oddali, tam skąd przyjechaliśmy błyszczą pod słońce bielą SCHODY.

Wiatr wieje, zwiewa czapkę, sypie piachem, fale wariują, słońce świeci, nie ma za bardzo jak tym schodom zrobić zdjęcia. Ludzie nie kąpią się, niektórzy się moczą do kostek, ale jest tu pełno tych ludzi, no tak, niedziela, błąd… Dochodzę do tej bieli, masa ludzi, stoją, chodzą, leżą, ktoś siedzi i czyta. Niektórzy pozostawiali na bieli swoje imiona lub też napisali kogo kochają… Wspinam się, im jestem wyżej, tym bardziej wścieka się wiatr. Usiłuję robić zdjęcia, ale nie jest to łatwe w tych warunkach, raz, że wiatr tak mocno wieje, a teren jest mało przyczepny, ten wiatr naprawdę może przewrócić, a tu by to nie było sympatyczne. A po drugie, piach i pył wszędzie, boję się o aparat Angelo…

Tam dalej, za załomkiem, jakby za rogiem jest dużo mniej ludzi, jak by tam dojść, można by schodom zrobić zdjęcie ze słońcem… Próbuję, ale rezygnuję, jest to zbyt niebezpieczne. Prawdę powiedziawszy, mam tych schodów tureckich już dość… Trzeba by tu przyjść poza sezonem, kiedy nie będzie tu tego tłumu, i do tego w bezwietrzny dzień.

Postanawiam w takim razie pójść plażą do portu. Myślałam, że na Schodach spędzę dużo więcej czasu, pierwotnie chciałam tu zobaczyć zachód słońca. Teraz jednak ruszam z powrotem już o 17.00. 


on 04 lipiec 2013
Odsłony: 685

You have no rights to post comments