Dzień 4 cd, Aragona i Joppolo

Aragona jest bardzo zaniedbana, jest tu wiele budynków wybudowanych bez żadnych planów czy zezwoleń, bardzo duża część miasta sprawia wrażenie mało pozytywne. Wjeżdżamy wyżej – robi się ładniej, jest to starsza część miasta, położona na wzgórzu. Potem wjeżdżamy jeszcze wyżej – tutaj jest prawdziwe stare miasto: większość domów jest opuszczona, część się zawaliła. Niektóre jednak są odremontowane i widać wyraźnie, jakie tu tkwią możliwości. Jakby tak to wszystko wyremontować, dopieścić, można byłoby tu stworzyć coś pięknego…

Zaglądamy na podwórka, na  jednym krząta się starsza kobieta, Pietro pyta, czy możemy wejść. Kobieta zaprasza, pokazuje mi, jak obudowane jest podwóreczko, jak rozrastały się dookoła zabudowania – mieszkała tu rodzina, tu syn, tu córka, tu ciotka, tu wuj. Przybywał nowy członek rodziny, to dobudowywano jeszcze jedną dobudówkę… Kobieta zaprasza do domu: w całym tym domostwie mieszka teraz tylko jej matka, 90 letnia staruszka, nie chce stąd odejść, córka dba o podwórko i opiekuje się matką. Jesteśmy w malutkim pokoiku z alkową. W alkowie stoi piękne stare drewniane łóżko, pani pokazuje mi, jak jest zrobione, i opowiada, że w alkowie niegdyś stała kołyska, sznurki przywiązane były do niej w taki sposób, że matka mogła bujać dziecko jednocześnie pracując w kuchni… Staruszka siedzi na fotelu i opowiada nam o swojej rodzinie, Pietro przedstawia się jej, no bo tu wszyscy się trochę znają, jak nie sami, to mają znajomych w rodzinie. Staruszka bardzo jest mną zainteresowana, wypytuje o moją rodzinę, o dzieci. Na pytanie, czy możemy zrobić sobie z nią zdjęcie protestuje, więc nie nalegam. Niezwykły kawałek minionego świata… Żegnamy się, dziękując za gościnę…

Chodzimy jeszcze długo po tym starym, bardzo starym mieście, Pietro pokazuje mi różne zakątki. Żeby tak udało się, żeby znaleźli się ludzie, którzy by zechcieli ocalić ten kawałek starego świata przed zagładą…

Później, już po zmroku jedziemy do miasteczka Joppolo. Pietro chce mi pokazać miasteczko o ciekawej, dawnej atmosferze, gdzie ludzie siedzą przy ulicy i rozmawiają. Kiedy dojechaliśmy miasteczko było prawie puste. Okazuje się, że tradycyjnie o tej porze – zwykłej porze passeggiaty – wszyscy siedzą w domu przy kolacji. Niewiele osób było na ulicy, ale nie żałuję, bo miasteczko bardzo ładne, zadbane, ciekawe.

Macalube musi poczekać do jutra…

on 29 czerwiec 2013
Odsłony: 510

You have no rights to post comments