Dzień 5, Dolina Świątyń, Agrigento

Autobusem miejskim dojechałam do Doliny Świątyń, wydałam majątek na bilety (10 euro za wstęp, 1 euro za mapę, 4 euro za ogród i jeszcze poszło na jedzenie, bo przez to jeżdżenie z Pietrem nie kupiłam prowiantu i po przejściu jednej czwartej zaczęłam umierać).

Tak jak myślałam, Dolina Świątyń robi wrażenie. I te świątynie, które się zachowały pięknie, i te, które bardziej leżą niz stoją... Piękne też rośliny, widoki... Jak już się najadłam i napiłam oraz odpoczęłam, potem bez problemu przeszłam cały szlak. Słońce grzeje kiedy nie ma chmur, kiedy są chmury robi się rzeźko, upał jest taki bardziej polski.

Potem wróciłam autobusem na dworzec autobusowy, stwierdziłam że mam godzinę do autobusu, więc połaziłam dookoła, chyba to było coś jak trochę stare miasto... Jutro mam nadzieję na więcej Agrigento. Pietro mi pożyczył mapę, ale ją zostawiłam w domu...

Teraz odpoczywam, i niedługo mamy zobaczyć wreszcie Macalube, a potem z pewnością jeszcze dużo, bo Pietro liczy na to, że rozpropaguję Aragonę w Polsce i staje na głowie, żeby mi wszystko pokazać. Właśnie się dowiedziałam, że dziś są imieniny Piotra i Pawła, więc muszę mu złożyć życzenia. A swoją drogą, bardzo jestem ciekawa, czy on wszystkich swoich gości tak oprowadza jak mnie...

Kiedy zobaczyłam wczoraj Aragonę, nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, dziś już to widzę inaczej. Ale jak by nie było, nie żałuję, że tu się zatrzymałam, bo to wszystko co Pietro mi pokazał jest tego warte.

on 29 czerwiec 2013
Odsłony: 533

You have no rights to post comments