14.06 - Sciaratello i niechcący Casa del Tramonto

Wchodzę coraz wyżej po schodkach, mijam kolorowe domy, niezwykłe budowle, okrągłe cysterny, okwiecone tarasy...

W pewnym momencie na wąskiej kamiennej ścieżce mija mnie grupa z trzema mułami. Prowadzący zwierzęta mężczyźni ostrzegają: attenzione! (uwaga!) Nie bardzo wiem co mam zrobić, zejść ze ścieżki się nie da... Przyklejam się do skały. Muły, obładowane ciężarami mijają mnie o parę centymetrów, najpierw pyski, potem kopyta...

Potem w innym miejscu obserwuję, jak przewodnicy ładują na muły ciężary – worki, nie wiem, cementu czy innych materiałów budowlanych. Wydaje mi się tego o wiele za dużo... Podobno muły są bardzo wytrzymałe, ale ja mam wątpliwości...

Potem skręcam ścieżką - chcę dojść do Tonna - ścieżka robi się coraz bardziej dzika. Idę w trekkingowych sandałach, do tej pory dobrze się sprawdzały w terenie, ale tu jest masa jakichś ostów, również jeżyn i innych kolczastych roślin, które boleśnie ranią mi nogi.

Coś mi się wydaje, że jednak pokręciłam instrukcje z mapy, w końcu dochodzę właśnie tam, gdzie nie zamierzałam - do Casa del Tramonto, najbardziej jak się da na zachód... To opuszczony dom, jedynie stąd na wyspie można obserwować zachód słońca. Port i większość zabudowań jest po stronie wschodniej i południowej.

Odpoczywam chwilę w ciszy opuszczonego domu, po czym wracam tą samą kolczastą ścieżką: inaczej się nie da. Wiem, że pokręciłam choć mapa przecież mówi wyraźnie gdzie iść. Ja jednak nie wyczułam wysokości. Tonna jest dużo niżej... Teraz czeka mnie męczące schodzenie po schodkach na dół, a jeśli chcę potem dojść do Pianicello, będę musiała znów się wspinać...

on 14 czerwiec 2012
Odsłony: 502

You have no rights to post comments