Idę dalej. Mój cel to najwyższy szczyt wyspy, Montagnole, skąd rozpościera się podobno wspaniały widok. Ale wiem też, że obok prowadzi ścieżka do Pianure, czyli Płaszczyzn - dawnych kraterow, nie tak trudna, bez większej wspinaczki, o wspaniałych widokach. Planuję więc najpierw zdobyć Montagnole, a później wrócić w to miejsce i stąd pójść jeszcze na Pianure.
Wspinając się płoszę górską kozę, wiele królików, jaszczurki, czarne długie węże. Cały świat jest śpiewaniem ptaków...
I powiem krótko – Montagnole zdobyte, weszłam na taki prawdziwy szczyt, jak w dzieciństwie wyobrażałam sobie szczyt góry: taki ostry, spiczasty - usypany z kamieni kopczyk na szczycie góry.
Widoki... Nie da się opowiedzieć. Kiedy dotarłam na górę, wydałam z siebie okrzyk zachwytu. Byłam na szczycie tego świata...
Potem zeszłam parę kroków niżej, w zarośla, i tam zjadłam obiad: mozzarella, pomidory, ciasteczka, woda. I wróciłam tam, gdzie droga się rozchodzi na Montagnole i na Pianure.
I poszłam dalej, tak jak chciałam do Pianure.