Idę wygodną kamienną ścieżką, skały nade mną są przerażające, na ścieżce czasem leżą takie same kawałki skał jak te na górze, to znaczy, że co, że takie skały spadają?!? Pode mną też urwiska... Idę tak, i idę, i idę, sporo do góry, i myślę, że coś ta mapa chyba kłamie, bo wciąż nie widzę domów i kościoła.Według mapy między Bazziną i Chiesa del Carmine jest 198 schodków...
Aż w końcu jest! Jest kościół, mijam go, i wychodzę na schodki, prowadzące do domu Giovanny. Jeszcze tylko kilkanaście bardzo stromych schodków, mijam kota – i jestem w domu!
Teraz koniecznie coś z tymi nogami zrobić, i jeść, pić... Wody ze sobą wzięłam za mało, litr nie wystarczy na 11- godzinną wycieczkę...
Wieczorem idę do Giovanny, gadamy o mojej wycieczce, o jej pracy, o mojej, o życiu na wyspie, o marzeniach, o planach... Giovanna zaprasza: poza sezonem możesz przyjechać kiedy tylko zechcesz, tu i tak nie ma nikogo... Nie wiem, czy kiedyś tu wrócę, tyle mam jeszcze miejsc do odwiedzenia, ale jeśli ktoś ma ochotę na spędzenie trochę czasu na tej niezwykłej wyspie, w tym przyjaznym domu – niech jedzie!
Jutro Vulcano... A mnie jest szkoda Alicudi, to były dwa dni super-intensywnych wycieczek, nawet na plażę nie zdążyłam, przydałby się choćby jeden dzień na odpoczynek, na plażowanie, na dolce far niente...