Dzień 3 cd: Trudny powrót do miasta i spacer z Fernandą (simpaticissima!)

Jeszcze tylko wygodną ścieżką po plaży dojść do przystanku autobusowego, jeszcze tylko 10 minut poczekać na autobus, na przystanku jest malo ludzi, to usiądę w autobusie, będę na miejscu spotkania przed czasem... To teoria. Dwa autobusy (wg rozkładu co 20 minut) nie przyjechały. Trzeci wreszcie przyjechał, do tego czasu zebrał się znowu tłumek.

Znów stałam całą drogę, tym razem jednak udało mi się znaleźć miejsce stojące tuż obok kierowcy, bo czekało mnie trudne zadanie: dowiedzieć się od kierowcy, gdzie jest Piazza degli Eroi, gdzie miałam się przesiąść. Kierowca skinął głową, ale nie bardzo mu dowierzałam. Autobus najpierw wspinał się na wysokie wzgórze sempertynami, potem przecinał wyspę zmierzając z południa na północny wschód. Zawiadomiłam Fernandę jaka jest sytuacja, miała prócz mnie jeszcze parę gości, więc musiała się nimi zająć, ale obiecała przyjść po mnie na umówione miejsce jak tylko dojadę. Piazza degli Eroi, który miał mi wskazać kierowca sama rozpoznałam, on jedynie potwierdził, że to tu. Widziałam, że zupełnie nie pamięta, że obiacał mi powiedzieć, że miałam tu wysiąść...

Wysiadłam, ale co dalej? Gdzie jest przystanek autobusu nr 7? Tutaj przystanek to jedynie tabliczka z napisem przystanek, a jaki autobus? Kto to wie... Ludzie, których pytałam o pomoc wszyscy okazywali się być turystami i nie mieli pojęcia gdzie ten przystanek. Jacyś Włosi z północy na moje pytanie odpowiedzieli, że tutaj nikt nic nie wie, nic nie daje się znaleść, panuje kompletny bałagan... Dopiero kiedy pojawił się autobus nr 7 i usiłowałam do niego wsiąść, kierowca mi wytłumaczył, że jedzie w przeciwnym kierunku, i pokazał, gdzie jest właściwy przystanek. Jeszcze kilka minut i wreszcie wsiadłam do autobusu, po czym całkiem niedługo wysiadłam - miałam chyba 20 minut spóźnienia na spotkanie. 

Za chwilę pojawiła się Fernanda i od tej pory było już wszystko benissimo :) Spacer z nią to nie jest wycieczka z przewodnikiem. Fernanda tu się wychowała i jej celem jest pokazać przybyszom tutejsze zwyczaje, ciekawe miejsca, szczególnie, pod kątem tego gdzie zjeść, gdzie posiedzieć, gdzie zajrzeć. Co chwilę spotyka znajomych, wita się, z niektórymi całuje tutejszym zwyczajem w oba policzki. Jest serdeczna, życzliwa i uśmiechnięta. Zaczęliśmy w niezwykłym miejscu - można tu kupić owoce, warzywa, napić się wina, spróbować dobrych rzeczy a wszystko tylko naturalne, tutejsze, pięknie i ciekawie pokazane. Dostaliśmy po tacy smakołyków do degustacji, ale czy można to nazwać degustacją? Najadłam się po uszy, a połowę moich smakołyków właściciel zapakował mi na wynos. U niego nie dostaniecie żadnych plastikowych przedmiotów, talerzyki, sztućce, to wszystko jest wykonane z tektury czy drewna, a wszystkie półki, stoły i inne urządzenia wykonane w ciekawy sposób z drewna.

Zaczęliśmy nasz spacer pod zamkiem aragońskim, no cóż, zaledwie rzuciłam na niego okiem, dalej szliśmy w stronę portu rozmawiając o tutejszych zwyczajach, a co chwilę ktoś pozdrawiał Fernandę po drodze. Widzieliśmy piwnicę pełną zakurzonych butelek z winem i różnych akcesoriów do wina, byliśmy w sklepie, gdzie sprzedają tutejszą specjalność: rucolino, czyli likier z ... rukoli! Nie wytrzymałam i kupiłam buteleczkę dla domu, niech moi wiedzą, co można wyczarować z rukoli... Dalej dostaliśmy na ulicy po smakowitym krokiecie ziemniaczanym z mozzarellą w środku. Na koniec usiedliśmy w porcie pijąc wino... Tutaj mój czas niestety się kończył, za 15 minut odpływał mój wodolot na Procidę. Pozostali goście Fernandy, rumuńska sympatyczna para mieli więcej czasu, bo płynęli do Neapolu statkiem, który odpływał później, niestety nie zatrzymywał się na mojej wyspie...

 

Pożegnaliśmy się, i przy wejściu na wodolot czekało mnie jeszcze jedno niezbyt miłe odkrycie, związane z tutejszym niezłym bałaganem: okazuje się, że kiedy rano kupiłam w kasie na Ischii bilet na wodolot, zamiast na Procidę sprzedali mi bilet do Neapolu. Na szczęście jest to ten sam wodolot, ale cena jest o wiele wyższa.... Oczywiscie, moja wina, powinnam była sprawdzić, a płacąc kartą również przyjrzeć się cenie. 18 euro za bilet z Ischii na Procidę to absolutnie za dużo... Za statek rano zapłaciłam 8 euro (w tym 1 euro za przedsprzedaż, bo bilet kupiłam wczoraj...) No cóż, moja wina, moja strata, moja nauczka.

Reasumując: Ischia z pewnością jest piękna i ciekawa, ale jednodniowy wyjazd może przynieść więcej straty  niż korzyści. Jak dla mnie, to wolę takie miejsca jak Procida. Jakby termy Cavascura były tutaj, to by to był już ideał :)

on 19 wrzesień 2019
Odsłony: 322

You have no rights to post comments