I znów jestem, jak rok temu, w B&B Mizzica u Arianny, w tym samym pokoju, dwa kroki od Piazza Duomo i od targu rybnego, który choć zaczyna się prawie pod domem, to nic a nic nie przeszkadza, bo okna pokoju wychodzą na podwórze i jest tu cicho i spokojnie. Idąc od autobusu pokręciłam trochę i wyszłam za Castello Ursinio, trochę się zmęczyłam, ale teraz leżę sobie w moim ulubionym pokoju i odpoczywam.
Jeszcze wcześniej, w Modice znów - wyszłam na autobus jak zwykle bardzo wcześnie, kupiłam w Tabacchi bilet na miejski i na dalekobieżny, stanęłam na przystanku i okazało się, że jakieś rozkłady tam są, co prawda nie było nigdzie napisane Terninal, ale wcześniej jak pytałam, mówili mi, że wszystkie autobusy tamtędy przejeżdżają. No więc patrzę i patrzę, a tu żadnego autobusu nie ma przez najbliższe 50 minut! Wróciłam do pana w Tabacchi, pan razem ze mną przestudiował rozkład i potwierdził... Następny jakiś autobus o 10.50, czyli 10 minut przed odjazdem autobusu do Katanii. Więc mówię - to już raczej piechotą... A on na to - tak, czasu jest dość! No fajnie, tylko po pierwsze, to niezły kawałek i to trochę pod górkę, a po drugie, kupiłam bilet... No ale trudno się mówi, podrałowałam a bilet miejski mam na pamiątkę.
Dziś w Katanii na spokojnie - pokręcę się trochę, popatrzę, bez pośpiechu. Jutro jadę do Giarre spotkać się z Olimpią z B&B Casa Olimpia i z Heleną, przewodniczką po Sycylii i zapowiada się fajny dzień :)
Wczoraj pod wieczór spotkałam się z dwiema Polkami, mieszkającymi w Katanii. Jedna z nich, Aneta organizuje transfery i wycieczki po Sycylii. Bardzo sympatycznie nam się rozmawiało, głównie o tym, jak tu się żyje no i o turystyce oczywiście. Zjadłam lody, potem przeszłyśmy się kawałek, a po pożegnaniu z nimi zjadłam kolację w Scirocco, gdzie - podobnie jak Mimmo - serwują smażone ryby i owoce morza.
Dziś niedługo wybieram się do Giarre na spotkanie z Olimpią i Helenką. Czyli, dwa polskie dni w Katanii :)
Dziś znów był polski dzień :) Pojechałam do Giarre pociągiem, tam czekała na mnie Olimpia, właścicielka B&B Olimpia, ze swoim synkiem Ettore. Chłppczyk bardzo ładnie mówi po polsku, choć po włosku też:) Pojechaliśmy we trójkę na spacer nad morze, oglądaliśmy widoki - choć Etna się schowała w chmurach. Potem poszliśmy na granitę i lody do najlepszej cukierni w Riposto, a potem pojechaliśmy do B&B Olimpia, gdzie czekała na nas Helena, polska przewodniczka działająca na Sycylii. Helena przyniosła upieczone przez siebie doskonałe ciasto (murzynka). Czas nam minął sympatycznie na rozmowach o turystyce w tej okolicy no i o życiu na Sycylii...
Później Helenka musiała już się pożegnać, a Olimpia przygotowała doskonałą sałatkę na obiad. Tylko ona sama wie, co tam dodała, że to było takie dobre! Przyszedł Aldo, mąż Olimpii i rozmawialiśmy o moich podróżach na Sycylii, przyznam szczerze, trochę się chwaliłam :) Olimpia pokazała mi swoje B&B, jest to naprawdę piękne miejsce o niezwykłym wystroju - wszystko to pomysły Olimpii! Kiedy wrócę, dodam na portalu zdjęcia z niektórych pokoi, na mnie zrobiły ogromne wrażenie!
W końcu Olimpia i Ettore odwieźli mnie na pociąg. To był naprawdę przemiły dzień! Do zobaczenia!
Przybyć do Caltagirone, stanąć u stóp słynnych schodów i stwierdzić, że są w cieniu, a nad głową gromadzą się ciemne chmury, to trochę pech. No, ale nie było aż tak źle, bo czasem słonko się wyłaniało, więc rzucałam się do schodów i innych miejsc, żeby wykorzystać światło i zobaczymy, może coś tam wyjdzie. Schody są wysokie, ale jak się zatrzymujemy co chwilę żeby podziwiać wzory kafelków - bo pod każdym stopniem jest inny motyw - to nawet się nie czuje ile tych schodów jest. Miałam najpierw chytry zamiar, żeby tam wejść od innej strony a potem po schodach schodzić. Ale i weszłam i zeszłam bez problemu :)
Pełno oczywiście w Caltagirone pracowni ceramicznych, przyznam się: żadnych kafelków nie kupiłam. Bardziej przypatrywałam się tym, które znalazłam jako ozdoby budowli, ogrodzeń, jako szyldy, kapliczki. Ale na koniec z przyjemnością znalazłam pracownie ceramiczną, z którą niegdyś miałam współpracować (kiedy chciałam sprzedawać kafelki w Polsce). Na koniec zajrzałam do muzeum ceramiki, gdzie podziwiałam przede wszystkim kafle na podłogi - widziałam już tego typu kafle w Trapani w restaurowanym na potrzeby B&B budynku i podziwiałam ich grubość. Takie kafle przeżywają setki lat...
Poza tym Caltagirone mogłoby się trochę lepiej zorganizować na potrzeby turystów, którzy po tym mieście krążą. Brakowało mi planu miasta, punkt turystyczny był zamknięty a w kiosku można było kupić przewodnik za 9 euro, trochę jednak za dużo na 3 godziny krążenia po mieście. Z pewnością jest tam więcej ciekawych miejsc niż widziałam, ale tak trochę nie bardzo wiedziałam gdzie pójść.
Na sam początek, kiedy znalazłam się w Centro Storico zobaczyłam muzeum więzienia i bardzo mnie to zainteresowało, pani przewodniczka zgarnęła mnie i kazała mi iść od sali do sali. No i trochę byłam zawiedziona, bo co prawda to wszystko było w dawnym więzieniu, gdzie były i cele i sale tortur, ale jednak eksponaty to było głównie malarstwo - rzecz oczywiście cenna ale ja jakoś tak nie tego szukam. Do tego po śniadaniu sycylijskim (cappucino i cannolo w barze), po przejściu z domu do dworca i jeździe autobusem a następnie dojściu do Centro Storico zaczęłam umierać z głodu, i miałam ochotę uciec pani przewodniczce, no ale nie chciałam jej robić przykrości, więc jakoś dotrwałam...
Ogólnie Caltagirone oczywiście oceniam pozytywnie, warto było pojechać, zobaczyć, wolałabym więcej słonka, no ale tyle mi dano, więc jest OK :) Przepraszam za ilość zdjęć, ale... tak wyszło ;)
Po powrocie z Caltagirone do Katanii odwiedziłam jeszcze niezwykły Teatr Grecko-Rzymski. Niezwykły, bo - choć amfiteatrów greckich czy rzymskich jest na południu Europy wiele, to ten znajduje się przy jednej z głównych ulic miasta (via Vittorio Emanuele 266), między zamieszkałymi kamienicami. Wchodzi się w bramę jak do każdej innej kamienicy, a tam ... zaczyna się inny świat... Amfiteatr jakby wtłoczony jest między zamieszkane, współczesne domy, i ta koegzystencja, to współistnienie zrobiło na mnie najwieksze wrażenie...
Teraz tylko parę słów, bo jutro muszę wstać przed świtem. Dziś zrobiłam wymarzoną wycieczkę do Castiglione di Sicilia, i nie tylko :) Dopiszę wrażenia, ale muszę się kłaść, więc raczej już z domu, chyba że się uda na lotnisku jednym czy drugim coś tam popisać. (...) No to jakby tak, trochę z samolotu a trochę z domu...
Castiglione di Sicilia urzekło mnie na zdjęciach z netu, zdjęcie było zrobione gdzieś z dołu i pokazywało miasteczko, przycupnięte w górze. Postanowiłam tam dojechać i zobaczyć to cudo. Nie było łatwo znaleźć dojazd, bo owszem, dojechać tam się da autobusem Etnatrasporti, ale żeby tak pojechać tam jak lubię, na pół dnia i wrócić to już problem. Znalazłam autobus z Giardini Naxos, to mi dawało ponad 2 godziny w Castiglione. W sumie na przebiegnięcie się po takiej mieścince to nie jest za mało, ale jakby się tam chciało na spokojnie posiedzieć, może coś zjeść, odpocząć, to już trudniej.
A mnie się jeszcze marzyło coś więcej - żeby nie wracać tą samą drogą... Castiglione nie leży na trasie kolejki Circumetnea, ale leży blisko kilku miejscowości przez które ta kolejka przejeżdża. Więc jakby tak pojechać stamtąd do linii kolejki, zobaczyć kolejne miasteczko na Etnie i wrócić w drugą stronę? (w zeszłym roku jechałam kolejką z Katanii na zachód i północ, dojechałam do Randazzo, które spenetrowałam, potem wysiadłam jeszcze w Adrano, które mi się bardzo podobało. Gdybym teraz pojechała w drugą stronę, mogłabym się pochwalić, że objechałam Etnę... No ale choć bywają autobusy do Linguaglossa, to odjeżdżają przed południem i nie da się tego połączyć. Znalazłam autobus do Randazzo i zaczęłam się zastanawiać, ale trochę przerażało mnie, że to mój ostatni dzień, taka wyprawa przeciągnie się do wieczora, w Randazzo już byłam, więc co tam będę robić przez ponad 2 godziny? I do ostatniej chwili nie byłam pewna co zrobię, uzależniałam też decyzję od pogody. Na wszelki wypadek kupiłam bilet na autobus tylko w jedną stronę.
W Giardini Naxos miałam godzinę, liczyłam na spotkanie z Tizianą, u której spałam rok temu, ale niestety, w ostatniej chwili coś jej wypadło. A więc przeleciałam się ze stacji do początku lungomare, kupiłam focaccię w mojej rok temu wypatrzonej piekarni (taką prawdziwą, jak lubię, z solą i rozmarynem), potem jeszcze lody na dworcu, oczywiście, zajrzałam na ten stylowy dworzec w Giardini Naxos - Taormina i ustawiłam się na przystanku.
Z autobusu nie tak łatwo pstryknąć fotkę. Nie udało mi się dobrze zobaczyć, ani tym bardziej sfotografować Castiglione z daleka. Ale miasteczko jest ładne, dość zadbane, ciekawe, no a widoki stamtąd niezwykłe. Wiedziałam, że pod miasteczkiem znajduje się ciekawy bizantyjski kościółek (la Cuba), bardzo chciałam go zobaczyć, ale to jednak było za daleko.
I teraz powiem Wam najlepsze: Kiedy już obejrzałam Castiglione z różnych stron, usiadłam sobie niedaleko przystanku, a jeszcze wcześniej, zaraz po przyjeździe uważnie sprawdziłam rozkład jazdy na przystanku, żeby sprawdzić, czy nic nie pomyliłam, czy napewno jest ten autobus do Randazzo. Na rozkładzie był, jak wół. No to siadłam sobie i czekam. Przyjechał wcześniej autobus, którym miałam w pierwszym planie wrócić do Giardini Naxos. Normalnie do głowy by mi nie przyszło, żeby zadawać takie pytania, no bo rozkład jest, i w necie i na przystanku, autobus ma napisane jak byk, że jedzie do Taorminy, czyli nie do Randazzo. Ale że Sycylijczycy tak robią, pytam jak durna kierowcy, czy on napewno nie jedzie do Randazzo. A on mi na to, że nie, ale żebym wsiadła... Zgłupiałam... Pytam, dlaczego, a on mi na to: bo mój kolega, który jedzie do Randazzo, raczej tu na górę nie będzie wjeżdżał, ja panią zawiozę na dolny przystanek i zadzwonię do niego żeby napewno tam się zatrzymał!!! No to fajnie, zaraz wyobraziłam sobie, jak ja w tym Castiglione czekam na autobus do wieczora, a później już w planie żadnych nie ma! A raniutko mam samolot do Polski!!!
No więc zwiózł mnie, to mało powiedziane, bo myślałam, że chodzi o parę metrów, więc stalam na stopniach trzymając się drzwi. A on jechał w dół serpentynami, normalnie spadał z tego wzgórza, i jeszcze gadał przez telefon! No ale jak widać, przeżyłam! I nie tylko, bo nie dość że autobus do Randazzo się grzecznie zatrzymał (na dole, bo na górę nie wjechał...), ale wcześniej starszy pan, który zbierał winogrona w winnicy obok przystanku zapytał, czy nie chcę winogron. Chętnie bym trochę kupiła, ale wiedziałam, że zaraz będzie autobus, więc nie chciałam ryzykować, że coś tam zaczynamy kombinować a tu autobus jedzie. Więc grzecznie podziękowałam. A za chwilę widzę, jak pan idzie w moim kierunku z kiścia winogron - dał mi na spróbowanie i zaraz pojechał sobie :)
W Randazzo byłam drugi raz, poprzednio, w czerwcu zeszłego roku dotarłam tu Circumetnea z Katanii, połaziłam przez dwie godziny i wróciłam do Katanii, bo kolejka dalej nie jeździła. Tym razem mogłam zakończyć objazd Etny kolejką, jadąc z Randazzo do Giarre.
Miałam trochę opory przed ponowną wizytą w Randazzo, bo wydawało mi się, że widziałam już tu w zasadzie wszystko co jest do zobaczenia, chętniej dotarłabym do któregoś z innych miasteczek na trasie kolejki, jednak takiej możliwości nie było. Ale nie żałuję! Poprzednio Randazzo wydało mi się zapuszczone i bardzo smutne, tym razem zrobiło na mnie lepsze wrażenie, dotarłam tez w kilka innych miejsc.
Wracając Circumetnea do Giarre jechałam z głową w oknie. Słońce już zbliżalo się do zachodu, ale za to im później, tym bardziej odsłaniał się z chmur czubek Etny. W pobliżu Giarre - jeszcze wcześniej, Fiumefreddo - było widać prócz Etny również morze po drugiej stronie... W Giarre na peronie obserwowałam światła Taorminy po jednej stronie i światła Zafferany na zboczu Etny po drugiej...
No, to to by było na tyle... Siedzę w samolocie, niestety, nie udało się zrobić zdjęcia tej pięknej Etny, jaką widziałam z lotniska - z miejsca, gdzie nie dało się podejść do okna. Teraz też siedzę tak, że tylko podczas startu coś tam pstryknęłam. A Etna piękna jak marzenie, ci co siedzą z lewej strony samolotu podczas zawracania na większej wysokości mieli widoki ...
Za to tutaj moje migawki z tych paru dni w Katanii, na pamiątkę :)
Tym, co zaglądają tutaj czekając na zdjęcia z ostatnich dni chcę tylko powiedzieć, że jak zwykle, po powrocie rzuca się na mnie tysiąc spraw i tak to właśnie wygląda. Ale udało mi się nareszcie dodać zdjęcia do artykułów, są już też i podpisy :)
Jeszcze tylko Informacje praktyczne (ceny biletów itp) - mam nadzieję zrobić to jutro i będzie można postawić kropkę...