Lab, jak daleko od domu...

Moje jakby odizolowanie od reszty kursantów jest spowodowane prawdopodobnie nie tylko różnicą wieku, ale także faktem, że pobyt tutaj jest okupiony sporym poświęceniem, nie tylko moim, ale całej mojej rodziny...

Moje dzieci są samodzielne, ale nigdy jeszcze nie były tyle czasu same. Moi rodzice wymagają pomocy, a mieszkają w innym mieście. Okazuje się że tata wymaga operacji. Kto się wtedy zajmie mamą? Jestem tutaj, a jednocześnie muszę podejmować decyzje, dawać rady, pomagać w sprawach codziennych, czasem prostych i błahych, a czasem całkiem poważnych.

Na szczęście jest możliwość korzystania z internetu, co w 2010 roku wydaje się sprawą oczywistą, jednak 10 lat temu - niekoniecznie. Gdyby nie internet, nie wiem czy nie zdecydowałabym o powrocie. Mamy dostęp do pracowni komputerowej w szkole, oddalonej o 15 minut drogi rowerem. Czasem do komputerów jest kolejka. Podczas długiej przerwy nie udaje się zdążyć. Jeżdżę więc tam podczas przerwy obiadowej i czasem kontakt z rodziną wymaga zrezygnowania z obiadu. Ale dzięki temu na bieżąco wiem co się dzieje i moje dzieci mają mnie cały czas blisko.

Jestem jednak rozdarta - głowa tu, a serce w domu. Rozwiązuję domowe problemy słuchając wykładów o muzyce Ennio Morricone, o powieściach De Leddy, o filmach Mazzacurati... W wolnych chwilach jeżdżę na rowerze po okolicy, a w głowie wciąż dom... Brak mi tej beztroski sprzed lat... Męczy mnie też poczucie winy wobec dzieci. Ale trudno, podjęłam się tego zadania więc je wykonam, taka jest decyzja moja i reszty rodziny - jestem im za to bardzo wdzięczna...

on 07 czerwiec 2015
Odsłony: 1004

You have no rights to post comments