(maj 2010) Ledwo wróciłam z podróży i już mnie gna... Ale gna nie już, tylko gdzieś za rok. Za rok, a może rok z hakiem. No dobra, ale gdzie? LAMPEDUSA!!!
Gna mnie w miejsce niezwykłe. Kusi, męczy. Siedzę z nosem w mapie, porównuję ceny, liczę, przeliczam... Marzę. I kombinuję: Jechać samotnie? Szukać towarzystwa? Zorganizować wyjazd grupowy? Wszystko ma swoje za i przeciw...:)
Dlaczego...
Ciekawe, bo Lampedusa zainteresowała mnie w drodze z Trapani do domu. Wcześniej nie kojarzyła mi się za dobrze. Bo wcześniej niewiele o niej znaleźć można było, a to co znalazłam trochę mnie odstraszyło. Odstraszało mnie po pierwsze, bo dowiedziałam się, że Lampedusa do XVIII wieku była wspaniale porośnięta bogatymi lasami i miała cudowną roślinność, jednak niestety, drzewa przydały się greckim marynarzom do budowy okrętów. Wycięto wszystko. No i pomyślałam - co to za wyspa bez roślinności.
A po drugie, odstraszał mnie fakt, że na Lampeduzę przypływają imigranci z Afryki, i to jest dla tej małej wyspy wielki problem. I nie wiem jak to dokładnie tam na miejscu wygląda, ale to mnie też odstraszyło.
Jednak w tym roku kupiłam przewodnik Globtrottera o Sycylii i poczytałam sobie, no i ze zdziwieniem dowiedziałam się, że Lampedusa to nie tylko imigranci i brak lasów, ale że jest tam co robić, gdzie chodzić, czym się zachwycać. No i te żółwie, te delfiny, ten biały piasek...
Jest coś jeszcze. Jeden z najpiękniejszych filmów jakie widziałam, Il respiro Emanuele Crialese został nakręcony na Lampeduzie, i nie tylko, na płycie z filmem jest fantastyczny filmik o tym jak reżyser kręcił ten film (gdzie grali głównie mieszkańcy wyspy), o atmosferze z jaką się spotkał, o dzieciakach itp. Oglądałam ten film i ten filmik raz za razem i jeszcze nieraz obejrzę. I chcę tam pojechać śladami Respiro.
A co mnie jeszcze ciągnie - dla mnie wyspa to magia. Jak się żyje na wyspie, na którą można się dostać tylko samolotem lub statkiem. Gdzie dwa kroki w każdą stronę - i morze. Ciągnie mnie na wyspy, i jeszcze trochę do odwiedzenia mi ich zostało. A jeszcze ... to już nie wiem ...
Założenie:
jak przy wszystkich moich podróżach, ma być maksymalnie tanio. Ma być jak najwięcej do zobaczenia za jak najmniej kasy. Ma być nie luksus, a zachwyt w oczach. Nie może być za długo- tydzień, góra 10, 11 dni. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że to niemożliwe. Ale po spenetrowaniu netu już wiem, że się da. Da się za normalne pieniądze pojechać tam na jakiś tydzień. I możliwości jest ileś tam.
W obu przypadkach - nocleg na campingu na Lampeduzie, tuż nad brzegiem morza, tuż przy rezerwacie przyrody. W zależności od tego czy pojadę w pojedynkę czy z grupą, nocleg albo w przyczepie samochodowej, albo w domku murowanym z kuchnią i łazienką.
Kiedy: najprawdopodobniej wrzesień, ew. październik przyszłego roku. Cena: ok. 2,5 tys zł.
Dopisek późniejszy: plan maksimum jest do zrealizowania jedynie w sezonie, gdyż tylko wtedy płyną statki z Mazary przez Pantellerię na Lampeduzę. jest on też bardzo ryzykowny, gdyż uzależniony od pogody, i co prawda można więcej zobaczyć (poza samą Lampeduzą), ale wszystkiego po trochę, a ja chcę zobaczyć bardzo dokładnie wyspy Pelagijskie. Więc wybrałam tzw plan minimum, ale mam zamiar z niego zrobić SUPER MAXI!
I cena wzrosła do ok. 3 tys, po doliczeniu trzech nocy w Mediolanie i samolotu Warszawa - Mediolan - Warszawa. Poza tym od zeszlego roku ceny noclegów na Lampeduzie też wzrosły... Ale ja byłam cwana - od maja 2010 co miesiąc odkładam na ten wyjazd - i dam radę!
Lampedusa to wyspa ok 150 km od wybrzeży Afryki, na wysokości Tunezji. Bliżej Afryki niż Sycylii. To część kontynentu afrykańskiego, ale z pogodą śródziemnomorską.
Lampedusa jest w zasadzie płaska, najwyższy szczyt ma nieco ponad 200 m. Północna część wyspy to strome urwiska nad morzem, ale południowe - to bajka... Bajeczne plaże z bieluteńkim piaskiem, ciepłą, przejrzystą wodą. Klimat Lampeduzy jest łagodny. W zasadzie cały rok można się tam spodziewać ciepła. W lecie jest tam tłoczno, ale poza sezonem można liczyć na spokój.
W rezerwacie Isola dei Conigli (wyspa królicza) morskie żółwie składają jaja. Pewnie nie jest to takie proste żeby móc podejrzeć żółwie lub żółwiątka, ale przynajmniej spróbować można... W pobliżu wyspy tańczą delfiny.
Na wyspie znajduje się jedna miejscowość, oczywiście, wioska Lampedusa, gdzie główna ulica nazywa się ... via Roma. Mieszkańcy to głównie rybacy, Lampedusa żyje też z turystyki.
Obowiązkowym punktem programu na wyspie jest wycieczka dookoła wyspy. Organizatorzy znają podobno miejsca, gdzie można podpatrzeć delfiny i inne atrakcje tych miejsc. Można też popłynąć na wyspę Linosa, jest to czarna, górzysta wyspa wulkaniczna.
Lampedusa, wyspa leżąca tak niedaleko wybrzeży Afryki jest dość łatwym celem dla tych, którzy chcą odmienić swoje życie. Co pewien czas przybijają tu łodzie, czasem pontony z większą lub mniejszą ilością imigrantów. Wyspa nauczyła się z tym żyć, i od kilku co najmniej lat, przybysze nie czekali dłużej niż 72 godziny na przewiezienie - samolotem lub statkiem - na północ, do ośrodków imigracyjnych.
Na wyspie znajduje się Centrum dla uchodźców, które do marca tego roku było nieczynne. Władzom wyspy zależało na tym, aby problem uchodźców nie był problemem malej wyspy, ale całego kraju. Uchodźcy w Centrum - to jakby załatwiony problem. Uchodźcy w porcie czekający na transport to całkiem inna sprawa. Tak było do niedawna.
Odkąd na północy Afryki zaczęły się zamieszki, ilość imigrantów nagle zaczęła się zwiększać i przekraczać wszelkie przewidywania. Zaczęły przybywać łodzie jedna po drugiej, w dzień i w nocy. Najpierw z Tunezji, później też z Libii. A jednocześnie wypracowany latami system przewożenia imigrantów w ciągu kilkudziesięciu godzin po pojawieniu się na wyspie - przestał działać. Przybyszów na wyspę wciąż przybywało i prawie nie ubywało...
Trzeba ich było gdzieś pomieścić, otworzono więc przy wielkich protestach mieszkańców Centrum dla uchodźców, otworzono pomieszczenia plebanii, salę gimnastyczną w szkole dla dzieci i inne podobne miejsca, ale tego wszystkiego wciąż mało. Ilość imigrantów wciąż rośnie, jest ich tysiąc, potem dwa tysiące, trzy, cztery aż liczba ta przekroczyła 5 tysięcy, czyli ilość stałych mieszkańców wyspy!
Jeszcze kilka miesięcy temu, jeśli przybyli na wyspę imigranci, praktycznie nie było ich widać ani słychać, wyspa mogła żyć swoim życiem, nastawionym na turystykę i rybołóstwo. Dziś uchodźcy z Afryki są absolutnie wszędzie. Okupują plaże i place w miasteczku, śpią pod gołym niebiem, załatwiają się na dworze, no bo nie mają gdzie. Życie na wyspie stało się koszmarem, malownicze krajobrazy - wielkim śmietnikiem, a własna ziemia stała się więzieniem. Mieszkańcy z lękiem myślą, co się stanie, jeśli wśród tych tłumów przybyszów wybuchnie rewolta... A do tego wyspiarze, żyjący z turystyki z przerażeniem myślą o zbliżającym się sezonie turystycznym. Przecież na Lampeduzę, w takim stanie, nikt nie zechce przyjechać!
Ci gościnni, serdeczni ludzie mają prawo myśleć o wyspie - swoim domu, o swoim życiu. Mają prawo nie rozumieć, dlaczego rząd włoski zostawił ich z tym problemem. Mają prawo się buntować. Robią wszystko, żeby to co się w tej chwili na wyspie dzieje nie mogło się stać normalnością. Protestują, blokują postawienie na swojej wyspie miasteczka namiotowego, bo wiedzą, że w ten sposób tysiące imigrantów na wyspie otrzyma przyzwolenie na mieszkanie tam na czas bliżej nieokreślony, a władze będą mogły powiedzieć, że problem został załatwiony...
A jednocześnie Lampeduzanie - nie chcąc na swojej ziemi obcych - potrafią im też pomagać, zbierają ubrania, buty, przynoszą jedzenie, wodę...
23 marca 2011 roku, po wielu petycjach, żądaniach, blokadach i manifestacjach, wreszcie przybył na Lampeduzę okręt włoski, i zabrał z wyspy ok. 600 osób. Zwlekał z zabraniem ich na pokład przez 7 godzin, bo wciąż nie miał informacji "z góry" gdzie ma ich zawieźć. Po długim oczekiwaniu wreszcie wyruszył. Drugie 600 osób zabrały z wyspy samoloty. W ten sposób na wyspie ubyło 1200 imigrantów. W ciągu doby jednak przybylo ich ponad 800...
Lampedusa, to nie tylko koniuszek Włoch i najdalej na południe wysunięty punkt Europy. Lampedusa to również otwarte drzwi do Włoch, otwarte drzwi do Europy. Imigranci nie uciekają na Lampeduzę, nie uciekają również do Włoch, oni uciekają do lepszego życia, uciekają na północ... Dlatego tak włoski rząd, jak też Unia Europejska powinny zająć się jak najszybciej tym problemem, i nie udawać, że Lampedusa poradzi sobie z nim sama...
(więcej na tamat Lampeduzy, oraz aktualne wiadomości na Jedziemy na Sycylię)
Decyzja podjęta nieodwołalnie, dziś kupiłyśmy z Alką bilety! Co prawda jeszcze nie na Lampeduzę, bo do Mediolanu i z powrotem, ale od czegoś trzeba zacząć :)
Ruszamy 30 września, w piątek, samolotem Lufthansy, a w sobotę charterem na Lampeduzę na cały tydzień! Potem jeszcze dwa dni w Mediolanie i ... będzie po wakacjach.
Wczoraj wpłaciłam zaliczkę, a więc mamy rezerwację na campingu! Camping La Roccia, będziemy spać w przyczepie campingowej (oczywiście, wynajętej na miejscu). Na campingu znajdują się murowane i drewniane domki, jest pole namiotowe, oraz właśnie przyczepy. Takie rozwiązanie jest najtańsze, i wydaje nam się też najlepsze. Oczywiście, własny domek byłby wygodniejszy - przede wszystkim własna łazienka i kuchnia - ale szkoda nam pieniędzy na taki luksus, wolimy je przeznaczyć na jakąś wycieczkę.
Wykupiłyśmy tzw. pakiet - pobyt siedmiodniowy w przyczepce + śniadania, przelot z Bergamo na Lampeduzę i z powrotem, wycieczka dookoła wyspy z obiadem na pokładzie i transfer z i na lotnisko. Cena za 1 osobę 430 euro, zaliczki wpłaciłam ok. 30 %.
Przyczepka jest dwuosobowa, należy do niej też stół z krzesłami oraz lodówka. Camping znajduje się niedaleko najpiękniejszego miejsca na wyspie - Isola dei Conigli.
Więcej na temat campingu La Roccia można przeczytać na Jedziemy na Sycylię, zapraszam!
Wyspa ma dlugość 9 km, a szerokość 3 km. Na tej mapce można wyraźnie się zorientować w terenie - lotnisko, miasteczko, port, camping no i Isola dei Conigli z rezerwatem żółwii morskich.
Podczas siedmiodniowego pobytu mamy zamiar zwiedzić caluteńką wyspę, zajrzeć do wszystkich zatoczek, opłynąć wyspę łodzią, popłynąć na Linosę i jak pogoda pozwoli, również na trzecią, najmniejszą wyspę Pelagii - Lampione. Podczas wycieczek dają jeść, a więc policzyłyśmy sprytnie, że w ten sposób zaoszczędzimy na posiłkach :).
Mamy zamiar na jeden dzień wynająć taki specjalny samochód, cały otwarty, Mehari - dla samej frajdy jeżdżenia takim autem, no i żeby dotrzeć nim wszędzie. A poza tym będziemy się poruszać na własnych nogach...
Właśnie poznałam rozkład lotów Bergamo - Lampeduza i z powrotem... Jesteśmy pod dużym wrażeniem:
Wylot z Bergamo, uwaga uwaga - 6,30 !!! Na Lampeduzie 8,20... Już przeżywamy! Jak my wstaniemy, jak tam dojedziemy, czy będzie autobus o tej porze? Musi być! A teraz, druga bomba - uwaga uwaga, powrót - z Lampeduzy 23.55!!! W Bergamo 1,45... I znów - jak my biedne dojedziemy do Mediolanu? No nic, jest taki samolot, to musi być do niego dopasowany autobus, inaczej nie wyobrażam sobie...
W tym szaleństwie jest jedna dobra sprawa - mamy caluteńkie dwie soboty na wyspie, czyli - z 7 dni zrobiło się ich 8! Ta myśl dodaje odwagi...
Dokładnie za dwa tygodnie będziemy w samolocie z Warszawy do Mediolanu i wszystko się zacznie dziać...
Jak na razie przygotowania praktyczne (np. wczoraj kupiłam za 70 groszy sznurek na pranie na campingu i mydło do prania :) - kupuję te pierońsko drogie eurosy, bo na wyspie nie lubią kart a bankomatów jest tylko parę i co jeśli wszystkie będą nieczynne? - obserwuję prognozy pogody na Lampeduzie, w Mediolanie i w Bergamo i wszystko co się kwalifikuje do wzięcia wrzucam do walizki (kupionej na allegro za 39 zł!)...
No i walczę z tym strachem, że coś się wydarzy że się nie uda - że nie dojadę na lotnisko, że strajk, że coś... Nic innego mi nie straszne, tylko to.
Na 10 dni przed wyjazdem na Lampeduzie znów robi się gorąco... To być może nie będzie taki łatwy wyjazd. Nie chodzi o to, że niebezpiecznie, ale może być po prostu ... niezręcznie.
Choć od pół roku imigranci przybywali i zaraz wyjeżdżali i wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, nastroje na wyspie nie są takie optymistyczne. Media rozdmuchały do granic możliwości zimowe wydarzenia na wyspie. Kiedy już dawno nie było widać imigrantów na ulicach, media wciąż pokazywały zdjęcia i filmy z wyspy pełnej koczujących Afrykanów. Skutek wyspiarze odczuli bardzo wyraźnie na własnej skórze: w tym roku praktycznie sezon turystyczny ominął Lampeduzę, Włosi, przekonani że na wyspie roi się od imigrantów zrezygnowali z wyjazdu na Lampeduzę... Wyspiarze, żyjący z turystów ponieśli wielkie straty. Ci którzy uwierzyli w obietnice rządu, a przede wszystkim Berlusconiego, czują się oszukani. Nastroje ludności wrzą...
Jednocześnie na wyspie widać coraz więcej żołnierzy, karabinierów, policji. Uciekinierzy z Libii przewożeni są niemal natychmiast do obozów na lądzie, ale Tunezyjczycy, którzy zgodnie z podpisaną między rządem Włoch i Tunezji umową mają być odsyłani z powrotem do Tunezji coraz dłużej czekają w ośrodku przyjęć dla imigrantów. Czekają bezczynnie, wzburzeni tym, że czeka ich powrót do kraju. Początkowo odsyłani są samolotami zaraz po przybyciu na wyspę, ale z czasem procedura się zaczyna przedłużać i jednocześnie ich pobyt w ośrodku wydłuża się do tygodni. Niejednokrotnie wyrażają protest, usiłują uciekać, próbują podpalić ośrodek.
Na wyspie mówi się o planach utworzenia nowego ośrodka na 3000 miejsc dla Tunezyjczyków. Mieszkańcy wyspy przerażeni są perspektywą przekształcenia wyspy w więzienie. Mówią - Lampeduza nie może stać się drugim Alcatraz!
20 września po raz kolejny Tunezyjczycy podpalają ośrodek przyjęć dla imigrantów, tym razem skutecznie - ośrodek nie nadaje się do zamieszkania. Jest ich w tej chwili na wyspie około 1500. Spędzają noc podzieleni na grupy, m.in. na stadionie. Rano dochodzi do walk z siłami porządkowymi, jest kilkadziesiąt osób rannych. Później Tunezyjczycy organizują butle z gazem i zajmują restaurację w porcie, w pobliżu stacji benzynowej - grożą wybuchem. Rozbrajają ich siły porządkowe, ale do walk przyłączają się mieszkańcy wyspy. Czują się podwójnie oszukani - przez władze, ale również przez tych, którym udzielili schronienia, którym pomagali na morzu i na wyspie...
Atmosfera na wyspie jest rozgrzana do czerwoności. Lecą kamienie, protestują Tunezyjczycy ale też wyspiarze. Wyładowują swój gniew również na dziennikarzach, uważając ich za współwinnych tej sytuacji. Dostaje się też bogu ducha winnym turystom, kiedy próbują filmować lub robić zdjęcia zamieszek - są traktowani jak dziennikarze... Wójt Lampeduzy wzywa rząd do udzielenia pomocy, sam przebywa pod ochroną sił porządkowych, gdyż obawia się rozjuszonych współmieszkańców, którzy również jego winią za to, że doszło do takiej sytuacji. Dzieci zabarykadowano w szkole, dla ich bezpieczeństwa nie wolno im stamtąd wyjść dopóki sytuacja się nie unormuje...
Od wczoraj samoloty wojskowe wywożą Tunezyjczyków z wyspy. Trwa prawdziwe polowanie na tych, którzy uciekli i schronili się gdzieś na wyspie... Przedstawiciele władz zapewnili, że w ciągu 48 godzin na wyspie nie zostanie ani jeden Tunezyjczyk. Co będzie z tymi, co w tym czasie - jak wciąż, od dawna - przybędą na wyspę?...
Dziś najważniejsze święto na wyspie. Na szczęście odbyło się w spokoju... Ulicami miasta przeszła procesja a wieczorem odbył się pokaz fajerwerków. Można odetchnąć z ulgą...?
Dziś ostatni dzień marzeń, jutro ruszamy i marzenia staną się rzeczywistością...
Rano lecimy do Mediolanu, tam zostawimy bagaże w przechowalni i ruszamy na kilkugodzinny spacer po mieście. Potem jedziemy pociągiem do Bergamo, gdzie nocujemy w Central Hostel. W sobotę rano ... lecimy na Lampeduzę ...
Odpukać, wszystko się układa coraz lepiej. Prognoza pogody poprawiła się, trzy dni z deszczem, które zapowiadano jeszcze wczoraj odsunęły się na po naszym pobycie. Na wyspie nie ma ani jednego imigranta. W sobotę kończy się festiwal O Scia'. Zdrowie mojego taty, o które tak się martwiłam bardzo się poprawiło...
Kończy się sen, zaczyna jawa...