Pisałam wcześniej, że to bujda że tutaj nikt nie wie, jaki autobus, skąd i gdzie. Otóż w Noto to jest faktem...

Po pierwsze, są autobusy, ale nie ma rozkładów. Po drugie, bilety się kupuje w barze za rogiem. A jak ktoś nie wie, nie zapyta? No, to nie wie. Choć kierowca poczeka, jeśli ktoś będzie chciał jechać a nie będzie miał biletu. W barze są bilety i są też rozkłady jazdy, ale tylko na linie Interbus. Autobusy linii AST to autobusy widma. Ktoś mówi, że autobus będzie, ktoś że nie, ludzie czekają. Dziwię się trochę, ze się nie buntują, bo co to za system!

No dobra, ale ja do Ragusy wybieram się pociągiem, w internecie znalazłam, że autobusy tam nie jadą, ale pociągi często. A więc schodzę w dół do stacji. Schodzę, i schodzę i schodzę. I tak sobie myślę, ze jak wrócę, trzeba będzie wejść na gorę. No dobra, ale to będzie za iles tam godzin. W końcu jest stacja, jakaś taka cicha, pusta, wszystko na głucho pozamykane. Bilety? Ani kasy ani automatów... To co robić? Z rozkładu wynika, że za ponad godzinę będzie pociąg do Ragusy, wiec mam trochę czasu. Widzę jakiegoś sprzątacza, który sprząta stacje. Pytam, come si fa? (jak się to robi?) A on mi odpowiada, że kiedyś można było kupić bilety na stacji, ale teraz już nie. No to co robić? -W barze na górze kupuje się bilety... W BARZE NA GORZE???? Ratunku!

No to wspinam się na gorę, staram się iść szybko, żeby zdążyć. Mokra i zgrzana wchodzę do baru - a tam czarnooki barman patrzy na mnie zdziwiony. Bilety na pociąg? Skąd, my nie sprzedajemy biletów na pociąg, sprzedajemy tylko na autobusy, i to tylko linii Interbus. No to come si fa? On nie wie. Ale chyba będzie niedługo autobus do Ragusy tej drugiej, wrażej linii. OK, to idę na przystanek, myślę, to może lepiej, nie będę musiała znów schodzić na dół a co gorsza, potem wchodzić na górę. Pytam ludzi, podobno będzie, jeden mówi za 10 minut, drugi za 15, inny że w zasadzie to powinien być jakiś czas temu ale nie było... Dziwię się, jak to jest że oni się na to zgadzają...

W końcu przyjeżdża autobus, pytam ludzi do Ragusy? Tak. No to włażę, proszę o bilet do Ragusy, a kierowca mówi - nie, ten autobus nie jedzie do Ragusy... No to wyłażę i zaczynam pomstować. Facet na przystanku oferuje mi, że mnie zawiezie do Ragusy... Oczywiście, nie podejmuję tematu, ale potem on mi mówi, że mogę pojechać pociągiem a bilet kupić u konduktora. Bez żadnej dopłaty, bo skoro nie ma kasy... Patrzę na zegarek - faktycznie, jest jeszcze czas. Schodzę znów na dół. Przed stacją pojawił się samochód, w którym ktoś siedzi. To taka ichnia informacja. Grzecznie informuje mnie, ze mogę bilet kupić w pociągu - nie mógł tu być wcześniej?...

I faktycznie, przyjeżdża punktualnie pociąg złożony z dwu wagonów, i kupuję bilet...Jakie to proste!

Pociąg jedzie spory kawal drogi nad morzem a potem skręca w góry Ibli. Widoki robią się coraz bardziej zachwycające, szczególnie kiedy mijamy Modykę. Ja tu wrócę w powrotnej drodze. Na nieprawdopodobnej wysokości widać most, jak w niebie. Dalej góry, tunele, tunele i góry. W Modyce wsiadł miły pan, i, widząc że próbuję robić zdjęcia, pokazuje mi, z której strony kiedy warto wyglądać...

Opublikowano: 04 październik 2007
Odsłony: 444

Ragusa to starożytna Hybla Heraia założona, gdy Sykulowie przenieśli się w głąb wyspy, uciekając przed greckimi kolonistami. Ragusa dzieli się na dwie części: Ragusa Superiore, czyli wyższa, zbudowaną na płaskowyżu po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, barokową, oraz Iblę - cichą, urokliwą, położoną na niższym wzgórzu.

Ragusa Superiore leży na wzgórzu o wys. 498 m, jest to miasto bardziej nowoczesne, barokowe, pocięte prostymi szerokimi ulicami, zaprojektowane na planie ośmioboku.

Dojechałam do Ragusy. Idę przez Ragusa Supperiore, ale myślę głównie o Ibli. Pytam przechodniów, o stare miasto, pokazali mi drogę. Tam Duomo, znów barok, ile tu tego baroku...

Kupuję foccaccię, nie mają normalnej, takiej jak lubię, z rozmarynem, tylko nadziewaną, ripiena (z bakłażanami - mniam). Wydaje mi się dość tłusta, no ale taka jest to taką zjem. Będzie obiad na dziś, zjem ją gdzieś po drodze.

Pytam o Iblę - Trzeba iść w dół, ale to bardzo daleko! Dwie panie z uznaniem patrzą na mnie, jedna do drugiej mowi z uśmiechem: - Dla nich nie ma daleko, oni wszędzie dojdą...- Miło to słyszeć! No dobra, myślę sobie, to może przynajmniej spojrzę na nią z góry...

Opublikowano: 04 październik 2007
Odsłony: 439

W Ibli zakochałam się na odległość już dawno temu, już sama jej nazwa podziałała na mnie magicznie... Ibla... Marzyłam o tym, żeby ją zobaczyć... Wzgórze Ibla (Hybla), zamieszkane prawdopodobnie już w III tysiącleciu p.n.e ma bogatą historię. Kiedyś była to dzielnica baronów, kleryków, rzemieślników i pracowników rolnych, dziś jest to cichy, spokojny zakątek, pełny wąskich uliczek, schodówk, cichych zułków i placyków

Doszłam do tarasu widokowego - cudo! Pode mną przepiękny widok, przytulone do siebie domy, kościoły o bajkowych kopułach i te cudne dachy, dachy... Myślę - może mi wystarczy, przecież widzę te niesamowitości, mogę porobić zdjęcia i wrócić... Ale gdzie tam, wystarczy! Schodzę, tam trzeba dojść...

Cały czas w dół, jedyny problem to myśl, ze potem trzeba będzie pójść do góry... Ale może będzie stamtąd jakiś autobus na stację? Fotografuję z góry dachy z piaskowca, kościoły, uliczki. Potem jestem w Ibli, pięknie..., dumna jestem, że tu jestem, że dałam rady, że się nie wycofałam... W końcu trzeba wracać.

Oczywiście, autobus nie wiadomo, kiedy będzie, a pociąg za godzinę. No wiec idę. Trochę oczywiście pobłądziłam, obeszłam Iblę dookoła, no ale w końcu jakoś dziwnie znalazła sie stacja i wsiadłam w pociąg - nie byle jak:

Kiedy zgrzana, spocona wpadłam do kasy biletowej pytam o bilet do Modyki, a facet mi mówi, żebym przeszła do niego od strony peronu... Dziwna sprawa, ale robie jak mówi, a tu okazuje sie, że pociąg stoi a maszynista czeka aż JA kupię bilet, skasuję i wsiądę! Wsiadam i wtedy odjeżdżamy... Dumna jestem niesamowicie, co prawda pociąg znów ma dwa wagony, ale na mnie jedną czekał...

Opublikowano: 04 październik 2007
Odsłony: 485

Wracamy przez te tunele i góry, dojeżdżamy do Modiki. Sprawdzam, o której mam powrotny i wychodzę z dworca. No dobra, ale można pójść w lewo, w prawo, żadnych napisów, żadnych znaków, nikogo...Wybieram drogę, która wydaje mi sie logiczna i włażę na gorę. Po lewej mam ten nieprawdopodobnie wysoki most, po którym jak ptaki przemieszczają się samochody... Ejże, tak wysoko nie mam zamiaru włazić!

Idę, idę, a miasto cały czas jakieś takie mało ciekawe. Czyżby to miała być ta Modyka? W końcu znajduję człowieka, pytam o centro storico, a ten mówi, przecież pani idzie stamtąd! Jak to? Niepotrzebnie wchodziła pani na górę, Centro Storico jest na dole i na sąsiednim wzgórzu... To, co teraz? Można wrócić lub można dojść jeszcze wyżej i stamtąd zejść... Facet mi proponuje, że stamtąd można zrobić zdjęcia i wrócić na dworzec, może to mi wystarczy... E tam, wystarczy...

Modica to miasteczko między dwoma wąwozami wydrążonymi przez dwa strumienie, ok. 15 km od Ragusy. Podobnie jak Ragusa, Modica dzieli się na dwie części, Modica Alta z kościołem Sam Giorgio, i Modica Bassa, która rozciąga się wzdłuż Corso Umberto I, które powstało w dawnym korycie strumienia.

Modica była zamieszkana od czasów pierwotnych mieszkańców Sycylii, Sykulów. W 212 r p.n.e. powstała przeciw władzy Rzymu. Dzięki strategicznemu położeniu na skalistym wzgórzu stała się w średniowieczu i odrodzeniu jednym z najważniejszych miast Sycylii. Po trzęsieniu ziemi 1693 roku mieszkańcy opuścili pierwotne domostwa na skałach i przenieśli się w dolinę. W 1902 r. powódź zniszczyła wiele zabytkowych budynków. Koryta strumieni zostaly przykryte i przekształcone w ulice.

Zachowało się wiele ciekawych barokowych zabytków, z których jeden z najważniejszych to kościół San Giorgio. Uliczki Modica Alta kryją wiele wspaniałych miejsc wartych odwiedzenia.

A wiec idę w górę, potem schodzę zachwycając się widokiem, ale tez nieco wystraszona jak ja tam dolezę na tych moich wciąż bolących nogach. Po drodze zbieram chlebek świętojański, taki sam, jaki w Noto sprzedają po 1 euro za 5 sztuk... Wreszcie jestem na dole. No, teraz to czuję że jestem w - znów barokowym - mieście. Jest nawet informacja turystyczna. Pytam o mapkę, pani mi objaśnia, co i gdzie i mówi, jeśli jeszcze ma pani siłę (?!?!?), proszę wejść tu na górę, tam jest pięknie i stamtąd iść tam i tam...

Wchodzę wiec tam gdzie pięknie, robie masę zdjęć... Widzę jakiś bardzo ważny pogrzeb, trumnę znoszą po wysokich barokowych schodach a ludzie włoskim zwyczajem klaszczą.

Na stację docieram trochę za wcześnie, ale po prostu nie mam juz siły, nogi bolą i zaczyna coś mnie boleć brzuch. Czyżby mi zaszkodziła mi ta tłusta foccaccia ripiena z bakłażanami, którą jadłam po troszkę przez cały dzień?

Wracam pociągiem przez ciemny świat, potem wspinam się znów w Noto na górę, potem padam na łóżko... Warto było, ale czy ja kiedyś odpocznę? I ten brzuch coraz bardziej boli... Jutro Syrakuzy, muszę jakoś dojść do siebie...

Opublikowano: 04 październik 2007
Odsłony: 462