Podejście było wyciskające pot, ale za to zejście! Rany, tu dopiero nogi zaczęły boleć... Chyba trzy razy więcej trzeba było zejść stromo w dół niż weszło się do góry! Niby wytrenowana codziennymi spacerami po lesie, w wypróbowanych górskich dobrych butach, a i tak niestety, wróciłam z bolącymi nogami. Ja mam chyba jakieś wybrakowane nogi... Ale to wszystko nic, bo wróciłam po prostu szczęśliwa że mi się to udało! Udało mi się więcej niż w ogóle wymarzyłam! Zdobyłam Zingaro!
Jedno, czego się nie udało, i czego bardzo żałuję, to to, że za mało mieliśmy już czasu żeby pojechać do San Vito Lo Capo. Niestety, po porannych problemach z wyjazdem z Trapani baliśmy się, że spóźnimy się do agencji żeby oddać samochód i dlatego .. San Vito sara per un'altra volta...
Ja tu muszę jeszcze wrócić...
Dziś już idę spać, jutro się dzielimy - ja płynę na Marettimo, ONI na Favignanę. I super, to doskonały pomysł. Co mi się na Marettimo uda, to zobaczymy. Na jutro na 20 jesteśmy ZAPISANI (!!!) do pizzerii! Dziś zjedliśmy pizzę w poleconej, niezłej pizzerii Jolanda. Ale jutro będziemy jeść w takiej niezwykłej, gdzie normalnie można kupić tylko pizzę na wynos, a na stoliki trzeba się zapisać. Więc się zapisaliśmy :)
To do jutra. Może dziś wreszcie będę spać.