Wreszcie wyspana spędziłam dziś dzień na zwiedzaniu Monreale - miejscowości pod Palermo - a raczej nad - gdzie na dziedzińcu katedry znajdują się przepiękne arabskie krużganki, każdy inny, a sama katedra jest wewnątrz jedną wielką ikoną... Monreale znajduje się na na stokach Monte Caputo 8 km od Palermo. Po drodze, oraz z miasteczka można podziwiać Conca d'Oro, urodzajną równinę między morzem a górami.
Miasteczko powstało w XII w. na miejscu dawnej osady arabskiej a jego największym skarbem jest przepiękna normańsko-sycylijska katedra ufundowana w 1174 e. przez Wilhelma II Sycylijskiego, ozdobiona mozaikami bizantyjskimi, z bogatym wyposażeniem; pozostałości klasztoru Benedyktynów z tego okresu z oryginalnymi krużgankami złożonymi z 216 filarów.
Na pętli autobusowej w Sferracavallo czekałam rano na odjazd autobusu obserwując kierowcę, który nie mógł się opanować chęci pogawędzenia ze ślicznymi polskim dziewczynami (przyleciałyśmy tym samym samolotem, i spotkałyśmy się na nowo w ostello). Kiedy autobus ruszył, dziewczyny stały przy kierowcy i cały czas trwała pogawędka - pod tabliczką "nie rozmawiać z kierowcą". Na kolejnym przystanku autobus zablokował ruch, nie mogąc zajechać na przystanek, zajęty całkowicie przez parkujące samochody. Wypuścił dziewczyny, pokazując im bar za przystankiem, te pognały do tego baru, a samochody za autobusem czekały. Trwało to długo, kierowca kilka razy zatrąbił, ale stał cały czas aż po ponad 5 minutach dziewczyny wróciły z biletami, tłumacząc, że była kolejka... Dopiero wtedy autobus, oraz wszystkie inne pojazdy za nim ruszył dalej...
Ponieważ autobus z Palermo miał opóźnienie z powodu wielkiego korku przy wyjeździe z miasta (w niedzielę?!?), dojechałam do Monreale dokładnie wtedy, kiedy zamknięto katedrę. Dlatego najpierw napawałam się bogactwem krużganków na dziedzińcu katedry, potem poszłam na długi spacer po miasteczku, zjadłam pizzę (taką sobie, nic specjalnego), napiłam się wina i wróciłam do katedry po dwu godzinach - ale warto było! Chodziłam po mrocznym wnętrzu z głową w górę a Pantokrator spoglądał na mnie z góry surowo...
Po powrocie z Monreale wsiadłam w autobus wycieczkowy i jak nigdy dałam sie wozić po trasach godnych zobaczenia i oglądałam Palermo z przewodnikiem. Dzięki temu wiem, gdzie mniej więcej co się znajduje i będę umiała lepiej poruszać się po mieście, wiem gdzie chcę sama dojść, co jeszcze zobaczyć... Tu gdzie tak wiele jest do zobaczenia, warto dać się oprowadzić, tym bardziej, że w ten sposób można jednocześnie i oglądać miasto, i odpoczywać.
Jutro chcę wreszcie zanurzyć się w morzu, które mi tu szumi pod oknem, a ja jeszcze nie poczułam jakie jest ciepłe, bo wracam do domu po ciemku a rano pryskam zwiedzać. Schronisko jest przepięknie usytuowane, jednak ma jedną wadę - przy tutejszym ruchu do centrum jedzie się naprawdę długo...
Ze zdziwieniem stwierdzam, że Palermo jest całkiem inne niż myślałam. Mniej egzotyczne, bardziej zielone, spokojniejsze niż mi się wydawało... ktoś mi powiedział, a może gdzieś czytałam, że nie ma tu zieleni - a ja zachwycam się przepięknymi parkami, ogródkami przed domami, zielonymi ulicami i tą całą zielonością. Widziałam nawet ogromne drzewo datury!
Niezmiennie zachwycam się umiejętnościami tutejszych kierowców i nawet z korków korzystam, przyglądając się ulicznym scenkom. To moje gapienie się na wszystko i wszystkich kiedyś źle się skończy, ale dla mnie to jest sens wędrowania - zmieszanie się z ludźmi i próba zrozumienia ich sposobu myślenia, ich zachowania w każdej sytuacji, ich zwyczajów.