Dziś kolejny fantastyczny dzień, wydaje się, że jesteśmy tu już bardzo długo… Wycieczka łodzią dookoła wyspy. W zasadzie powinna być organizowana przez camping, tak mamy w pakiecie, ale ponieważ jest po sezonie i tylko my dwie jesteśmy chętne na wycieczkę, zostałyśmy zawiezione do portu i popłynęłyśmy jedną z łodzi która tam stała. Troszkę szkoda, że była to dość duża łódź, bo te małe wpływają do zatok, a ta tylko do nich zaglądała.
Płynęliśmy od niskich, postrzępionych wybrzeży południowych, gdzie jest port i lotnisko oraz miasteczko, wzdłuż zachodniego wybrzeża w kierunku Isola dei Conigli. Pierwszy przystanek mieliśmy w zatoce Tabaccara - na hasło kapitana wszyscy wskoczyli (z trampolin ki na łodzi) lub zeszli po schodkach do cudnie przejrzystej wody. Chciałam wpłynąć do groty, ale bałam się, że to za daleko i nie zdążę wrócić na sygnał powrotu. Potem kapitan mi powiedział, że wystarczy mu powiedzieć, to poczeka .
Pływanie w zatoce to coś, co króliki lubią najbardziej! Tyle wody do dyspozycji, woda czysta jak kryształ, tyle że słona jak diabli. Śmiałkowie skakali do wody na wyścigi, atmosfera zrobiła się coraz luźniejsza. Potem płyniemy dalej. Pytam kapitana, czy liczy pasażerów. On na to, że jak jest nas tak mało, to nie trzeba, wystarczy, że się pilnujemy w podgrupach, ale jak jest dużo pasażerów, to trzeba. Kiedyś ponoć ktoś został w grocie…
Okrążamy Isola dei Conigli od strony morza – jest dużo piękniejsza od tej strony! Plaża jest rezerwatem i nie wolno tam wpływać żadnym łodziom.
Następny przystanek w Cala Pulcino, tam, gdzie wczoraj dotarłyśmy pieszo z Isola dei Conigli. Obserwujemy z morza naszą drogę po skałach i wpływamy w zatoczkę. Jesteśmy teraz jedną z tych latających łódek… Faktycznie, łodzie zakotwiczone w zatoce rzucają cień na biały piasek dna, wygląda to cudnie. I znów wszyscy rzucają się do wody. Pływanie tutaj jest boskie, mogę tak pływać godzinami!
Z łodzi dochodzą niesamowicie smakowite zapachy – wołają na obiad! Dostajemy na pierwsze danie tutejszy makaron z tuńczykiem i bakłażanami w delikatnym sosie pomidorowym, do tego jest białe wino, woda, chleb… Przy naszym stole siedzi roześmiane towarzystwo, dwóch corleonesi i dwie dziewczyny z Rzymu. Wina zabrakło – proszą o jeszcze, humoru nie brakuje. Na drugie dostajemy chrupiące krewetki – obserwujemy sąsiadów i staramy się jeść tak jak oni. Atmosfera robi się bardzo sympatyczna. W końcu ruszamy, dostajemy jeszcze po kawałku melona na deser…
Teraz okrążamy wyspę od jej północnej, stromej i niedostępnej strony. Potem wpływamy do Cala Pisana i tu część osób znów pływa i skacze, ja jednak nie decyduję się na to po takim obfitym jedzeniu no i po tym winie…Na łodzi udaje mi się pogadać z wieloma osobami – jesteśmy jedynymi cudzoziemkami, więc stanowimy pewną atrakcję. Tu dowiadujemy się od turystów z Triestu jak załatwić taniej bilety na Linozę… Wycieczka kończy się niestety, jest to ostatnia w tym sezonie wycieczka tej łodzi…
Przed powrotem na camping wchodzimy do firmy turystycznej ProLoco gdzie na podstawie naszych dokumentów otrzymujemy vouchery na … 40% zniżkę turystyczną na bilety na Linosę! Dzięki temu za bilety tam i z powrotem wodolotem zapłacimy tylko 21 euro. Trochę niepokoję się o pogodę, bo wiatr może spowodować odwołanie rejsu, a co mogłoby być gorsze, to gdyby odwołano rejs powrotny i zostałybyśmy na Linozie do czasu poprawy pogody… Ale by była przygoda!
Dziś wróciłyśmy do domu o przyzwoitej porze, dzięki temu miałam czas popisać i nawet parę zdjęć wstawić. Jutro wybieramy się na wycieczkę – autobus i nogi – na wschodnią stronę wyspy, chcemy też jutro wykupić bilety na Linozę na pojutrze. Kiedy chodzimy po via Roma co jakiś czas ktoś nas pozdrawia… Zanim wyjedziemy, będziemy pewnie znać tu wszystkich!