Dzień 3, spontaniczna wycieczka do Ostuni

Dziś rano wybrałam się na dworzec, przede wszystkim żeby mieć orientację w stronach świata, no i z dworca będę nieraz wybierać się na wycieczki a na koniec przed świtem będę tam musiała przyciągnąć walizkę... Dotarłam, faktycznie, jest to jakiś kwadrans. Przed dworcem w informacji turystycznej dostałam rozkład jazdy autobusów do Alberobello (w internecie kompletnie nic nie dało się znaleźć, a nawet na stronie przewoźnika Lentini Alberobello nie istnieje. To będzie za parę dni, a dziś... skoro już tu jestem to pomyślałam, a co tam, mogę skoczyć do Ostuni. To blisko, miasteczko malutkie, pojadę, obejrzę i wrócę... Zrobiło się może nie dokładnie tak po prostu, z różnych powodów, wróciłam nieźle zmęczona pod wieczór, ale zadowolona bo wracając z dworca całkiem przypadkiem trafiłam na Despar, tutejszy supermarket i wreszcie mam oliwę :)

OstuniNo dobra, a teraz Ostuni, najpierw jak tam jechałam: kupiłam bilety w automacie (5,20 w obie strony) i pracownika dworca zapytałam, jaki to kierunek, dokąd jedzie pociąg. Powiedział, że Fasano, pociąg za 35 minut, no to sobie trochę połaziłam dookoła dworca i w końcu ruszyłam. Nie wiedziałam ile to będzie przystanków, no ale jak zobaczyłam, że pociąg zatrzymuje się na pierwszej stacji i jest to ... Fasano, to zgłupiałam. Wszyscy wyszli, no to i ja. Okazało się, że pociąg do Fasano jedzie tylko do Fasano, proste, no nie? Ale ja nie wiedziałam co jest pierwsze, Fasano czy Ostuni, jednak pan na dworcu powinien to wiedzieć... Okazało się że muszę się przesiąść w inny pociąg, który jedzie do Lecce, tylko że ... za godzinę... Próbowałam się przespacerować, ale w okolicy dworca było bardzo nieciekawie więc spędziłam godzinę na ławce... (to już półtorej, z oczekiwaniem na dworcu w Monopoli). Gdybym wiedziała, że pociąg jest za półtorej godziny to bym raczej dziś się nie decydowała, albo bym jakoś ten czas sensowniej spożytkowała... (zdjęcie powyżej nie jest moje, źródło)

Kiedy przyjechałam do Ostuni, trzeba było dostać się do miasta, bo dworzec jest jakieś 4 km od centrum. Z rozkładu niewiele można było się zorientować, za to co chwilę na przystanek przyjeżdżali taksówkarze i namawiali na kurs za 5 euro... Ktoś tam się skusił, ale większość nas nie. No więc tak minęło chyba jakieś 45 minut... W końcu przyjechał autobus, wspiął się na wzgórze, gdzie znajduje się miasto i wysadził nas przed jakimś placem, w miejscu, które bardzo trudno było zapamiętać, żeby tam się dostać jadąc spowrotem...

Nie miałam planu, poszłam oczywiście na oko i wlazłam chyba najwyżej jak się dało, żeby się zorientować, że to raczej nie o to chodzi, miasto było współczesne i niezbyt ciekawe. W końcu zdecydowałam się zasięgnąć języka i zeszłam w dół gdzie ... no cóż, zaczęło się to czego bardzo nie lubię. Pamiątki, sklepy z ciuchami, butami, turyści, przewodnicy, zamieszanie... Jakoś tak wyobraziłam sobie, że Ostuni to małe, ciche miasteczko i będę kręcić się po białych uliczkach. Tymczasem było tak jak na Sycylii w sierpniu... Wiadomo, że to wpłynęło na moje postrzeganie tego miejsca, a szkoda...

Bardzo poprawiło mi nastrój, kiedy - głodna jak wilk - zamówiłam sobie tutejszy smakołyk: bułkę z ośmiornicą :) Szykowałam się na ten specjał od przyjazdu. Było dobre i miasteczko zrobiło się dużo ładniejsze :)

Trochę udało mi się zboczyć z głównych tras i zgubić tabuny turystów, szkoda że słonko się trochę zamgliło i znów jakość zdjęć spadła... Olśniewających widoków, opisywanych w przewodniku nie znalazłam, po prostu widok na dolinę a w oddali owszem, jest morze. Wybredna się stałam, czy jak?...

on 29 wrzesień 2021
Odsłony: 182