Dzień czwarty, pożegnanie z Trapani

No i to już ostatni dzień w Trapani. Powoli zbieramy się do wyjazdu, ja po odprowadzeniu Jagusi i Maćka na autobus powłóczę się spokojnie po mieście. Mam czas do drugiej, potem biorę plecak i jadę na lotnisko. Pogoda jest piękna, jak wczoraj o tej porze, miejmy nadzieję, że się nie popsuje (jak wczoraj). DOBRZE MI TU!!! Już chcę tu wrócić!

Ale póki co, łażę sobie... Kupuję doskonały sycylijski chleb, i wreszcie wymarzone cyferki z numerem domu na kafelkach! Łażę po starym mieście tam i z powrotem. Zaglądam do hali gdzie słyszę głośne wołanie - szkoda, że nie da się tego nagrać - tu sprzedaje się ryby i owoce morza. Pstrykam, pstrykam, pstrykam. Widzę przed katedrą konfetti w powietrzu - to sycylijski ślub.

Kręcę się zaułkami, zaglądam na podwórka i podwórza. Chciałabym tu zostać, tu być... Ale za pół godziny odjeżdża mój autobus na lotnisko. Mogę nim nie odjechać?... Nie? No to ja tu wrócę...

on 08 maj 2010
Odsłony: 631

You have no rights to post comments