Doszłyśmy do granic lotniska, i obeszłyśmy je – fajnie by było jakby tak wystartował samolot nad naszymi głowami! Tutaj brzeg zrobił się niesamowicie wysoki, stromy, urwisty. Stałyśmy robiąc zdjęcia a potem widziałyśmy, że w miejscu gdzie stałyśmy była niezła przewieszka!
W końcu doszłyśmy do Punta Sottile, najbardziej na południe wysuniętego miejsca, to były takie rafy sterczące z morza, szłyśmy w stronę „końca świata”, ale z rozsądku nie doszłyśmy do końca, bo się zrobiło coraz bardziej szpiczaście, łatwo było skręcić nogę (poniżej filmik z tego miejsca).
Obchodząc tak południową część wyspy, lotnisko, zaglądając do wszystkich zatoczek stwierdziłyśmy, że zbliża się zachód słońca. Bardzo chciałyśmy zobaczyć jak słońce się chowa w morzu (choć niebo było zachmurzone), ale niestety, byłyśmy jeszcze za daleko. Kiedy doszłyśmy do portu, słońce już się schowało.
No nic, mamy jeszcze trochę czasu, mam nadzieję, że przyjdzie czas i na zachód słońca. Zaopatrzyłyśmy się na jutro, na wycieczkę na Linozę, rano jedziemy kupić bilety – tak nam pan poradził – bo nie wiadomo dziś jeszcze czy nie odwołają rejsu, a po drugie, dzięki temu oszczędzimy prowizję za przedsprzedaż… Czyli, rano będziemy gnać, niepewne czy coś z tego wyjdzie. Dziś wiało nieźle, ale pod wieczór się uspokoiło, zobaczymy co będzie jutro.
Jeszcze jedno dziś załatwiłam: znalazłam Legambiente, czyli Ligę ochrony środowiska i zapytałam, czy przyjęliby mnie za rok na wolontariat w rezerwacie Isola dei Conigli. Powiedzieli, że nie ma żadnych przeciwwskazań, mam się zgłosić na wiosnę! Mam nadzieję, że się uda i za rok tu wrócę!!!