Dzień 7 cd, Drzwi do Europy i znów zachód słońca

Po południu wybrałyśmy się na dotąd nie odwiedzoną plażę - największą plażę w mieście, o dziwnej nazwie Gutgia. Jest piękna, czysty piasek, jak wszędzie wspaniale czysta woda... Nie pływałyśmy, ale brodziłyśmy po wodzie.

Później poszłyśmy do miasta i w polecanej przez wszystkich cukierni Bar dell'Amicizia zjadłyśmy doskonałą granitę - mrożony sok: ja z morwy, a Alka z migdałów. Obserwowalysmy też Włochów, którzy kupowali "lody w kanapce" - wyglądało to niesamowicie, lody nakładane nie do wafla, a do takiej jakby bułki. W tym barze jego właściciel, Don Pino Brignone, poeta z Lampeduzy specjalnie dla Alki powiedział swój wiersz...

Na koniec dnia wybrałyśmy się za port żeby zobaczyć słynne lampeduzańskie Drzwi do Europy. Wyglądają ciekawie... Morze, potem drzwi, a potem droga pod górę... Tam też zastał nas zachód słońca - tym razem nie widać było żadnych chmur, więc miałam nadzieję, że słońce utopi się w morzu - jednak kiedy było już bardzo blisko morza zaczęło się chować za jakieś niewidoczne chmury - i tak nas oszukało...

Przy placu, gdzie wczoraj była zabawa, a skąd wyrusza autobus zauważyłam bardzo ciekawy lokalik, wygląda na rodzinną trattorię. Zapytałam, o której zaczynają - o 18.30. Dziś już było za późno, bo miałyśmy 10 minut do ostatniego autobusu, ale jutro może się uda tam zjeść tuż przed wyjazdem. Tak, tak, no bo jutro już żegnamy się z Lampeduzą... Trudno nam w to uwierzyć...

(pod zdjęciami filmik - nie mojego autorstwa!!! -, na którym można zobaczyć Don Pino w barze Dell'Amicizia, opowiadającego o dawnym życiu na wyspie, a potem nasze: Drzwi do Europy i znów zachód słońca)




on 07 październik 2011
Odsłony: 416

You have no rights to post comments