Dzień 8, Polignano a Mare

Dziś wybieram się do Polignano a Mare. Jest nadzieja na ładną pogodę, zobaczymy, może uda się popłynąć łodzią... Natomiast co do pogody na następny tydzień, nie jest dobrze: wszystkie prognozy się zmówiły przeciwko mnie i już od środy ma padać, temperatura ma się obniżyć. I co ja będę robić, jak będzie brzydko? Wszystko robi się mniej piękne... Najgorsze, że w środę jadę na dwa dni do Matery, tam też ma być pochmurno i ma padać. A tak mi zależało na zobaczeniu Matery i w słońcu, i wieczorem... Potem chciałam jeszcze odwiedzić Lecce, Brindisi i Bari, ale jeśli będzie lało, to nie będzie to miało sensu...

No dobra, ale to dopiero za kilka dni. Dziś jest pięknie, ma być ciepło, więc trzeba się zbierać :) Mam nadzieję, ze spuchnięty palec nie przeszkodzi mi w podziwianiu Polignano. Z Monopoli to tylko 5 minut pociągiem!

(po powrocie). Trochę jestem zmęczona, ale palec nie sprawił mi problemu. Idąc z dworca w stronę centrum zobaczyłam agencję turystyczną oferującą wycieczki łodzią. Okazało się, że jest wycieczka za godzinę, z tym, że rusza z San Vito, miejscowości jakieś 3 km od Polignano. Zaoferowno mi transfer za 5 euro, plus wycieczka 30... Gdybym zarezerwowała przez airbnb, zapłaciłabym mniej, no ale nie zarezerwowałam... Postanowiłam pojechać tam za te 5 euro, ale wrócić piechotą. Uprzedzono mnie, że jest dość silna fala... Miałam nadzieję na pływanie w zatoczkach...

San Vito jest urocze, stoi tam nad zatoką ciekawy budynek opactwa Benedyktynów. Wycieczkę oceniłabym na jakieś 3+, z różnych powodów, niekoniecznie zależnych od organizatorów: silna fala by mi nie przeszkadzala gdyby nie to, że za chwilę byłam całkiem mokra. Miałam na sobie kostium, ale bryzgi morskie przemoczyły mnie zanim zdjęłam z siebie ubranie a koszulkę mogłam wyżymać. Nie było gdzie schować rzeczy, bałam się o aparat, koszulkę usiłowałam suszyć na wietrze, co było dość syzyfową pracą, jako że co chwilę dostawałam morską falą w twarz i wszystko co miałam w ręce... Nie miałam pojęcia jak potem wrócę...

Po drugie, jak się okazuje, płynąc wzdłuż wybrzeża trzeba skonfrontować skąd świeci słońce - niestety, świeciło od lądu, a więc wszystko co było ciekawe mieliśmy pod słońce. No i jeśli chodzi o zatoczki: groty były faktycznie ciekawe, wpływaliśmy do nich łodzią. Jednak tam gdzie zaproponowano nam kąpiel było to trochę bez sensu. Znam wycieczki łodzią z pływaniem w zatoczkach, tam można było faktycznie pływać, snorkować, oglądać podwodne cuda. Tutaj było tak płytko, że byłoby to raczej taplanie się w wodzie. Kilka dziewczyn weszło na chwilę do wody i zaraz wróciły. W tej zatoczce prócz nas była jeszcze jedna łódź a kto był w wodzie, niemal obijał się o łódkę... Do tego byłam już przemoczona, owinięta ręcznikiem, trochę zmarznięta. No i jeszcze, pewnie ze względu na warunki, wycieczka trwała ok półtorej godziny, zamiast dwóch - dwóch i pół... Czyli, mogłoby być duzo lepiej...

Potem poszłam piechotą te 3 km do Polignano, nie było mi źle, rozgrzałam się na słońcu i szybko wyschłam :) Szlam wzdłuż wybrzeża,  podziwiając roślinność nadmorskich posiadłości. Prawie całą drogę szłam ścieżką rowerową (przeznaczoną również dla pieszych).

W Polignano zrobiło się oczywiście bardzo tłumnie. Najpierw ten słynny most z widokiem na tę słynną plażę między dwiema wysokimi skałami. Szkoda tylko, że przed mostem postawiono namioty restauracji, psujące bardzo skutecznie widok... Przeszłam się uliczkami malutkiego starego miasta, dotarłam do kilku miejsc widokowych, potem wróciłam przez most żeby znaleźć pomnik Domenico Modugno, który z Polignano pochodził, a następnie zeszłam jeszcze pod most i doszłam do plaży. No i to by było na tyle... Ładnie, ale czy zachwycająco?... Chyba coś ze mną nie tak...

on 04 październik 2021
Odsłony: 257