Cały tydzień szukałam stowarzyszenia pacyfistycznego Askavusa. Kogokolwiek pytałam, nikt nie wiedział (potem w Askavusa powiedziano mi – może nie chcieli wiedzieć…). Z Facebooka znam działania tej organizacji, walczącej z zachowaniami niehumanitarnymi, agresywnymi. Kiedy wiosną turyści odwrócili się od Lampedusy i wyspiarzom zagroziło bankructwo, Askavusa zainicjowała ruch Io vado a Lampedusa, czyli Ja jadę na Lampeduzę. M.in. sprzedawali koszulki z takim napisem.
Zapragnęłam kupić taką koszulkę, ale przez Internet jakoś się nie udało. A więc musiałam ją znaleźć na miejscu. I to się w końcu udało, obie kupiłyśmy koszulki, obejrzałyśmy mini muzeum, w którym zgromadzono przedmioty, jakie pozostały po imigrantach. A członkowie Askevusa nie mogli wyjść z podziwu – Askavusa dotarła do Polski!
Potem dotarłyśmy do ostatnich zatoczek, których nie widziałyśmy do tej pory, tych od Drzwi do Europy w stronę Cala Francese. Idzie się wzdłuż lotniska, droga może nie jest najciekawsza - po szosie, ale jak się patrzy w stronę morza - można coś ciekawego wypatrzeć.
No i wypatrzyłyśmy: Cala Spugne - czyli Zatoka Gąbek - a tam jakby strach na wróble, jakiś taki stwór z gałganów. Zeszłyśmy zobaczyć, i przypomniał mi się filmik na facebooku o Luciano Lorenzo, 78-letnim wolnym duchu, obywatelu świata, mieszkającym ostatnio na małej plaży Lampeduzy, gdzie tworzy swe rzeźby i przyciąga ciekawskich.. Tak, to była plaża Luciano...
To on wymyślił, żeby kto zechce, pisał na kamieniu jakąś sentencję, jakąś złotą myśl o życiu, i te kamyki, duże i małe leżą tam, jedne na drugich, jedne przy drugich i wszystkie mówią o sensie człowieczeństwa. Luciana nie było na plaży, ale znalazłyśmy flamastry leżące tam w pogotowiu i coś tam napisałyśmy, choć jakoś mądre myśli nie bardzo przychodziły do głowy - może następnym razem...