Wyspy działają ogromnie na moją wyobraźnię. Mieszkam w dużym mieście, do morza mam prawie 400 kilometrów, widzę morze czasem raz w roku, czasem raz na kilka lat. Wszędzie mogę dojechać, dojść, dotrzeć bez problemu, nic mnie nie może zatrzymać. Otoczona zewsząd płaskim lądem i wszystkim co cywilizacja oferuje mieszkańcom dużych miast, usiłuję zrozumieć, jak żyją ludzie na wyspach, szczególnie na tych maleńkich, gdzie dotrzeć można jedynie statkiem, na tych, gdzie mieszkańców jest tyle, że wszyscy się znają, gdzie narodziny, ślub, pogrzeb a nawet urodziny to święto całej społeczności. Gdzie z powodu silnej fali brakuje czasem podstawowych produktów spożywczych. Gdzie żeby pojechać do innego miasta trzeba wsiąść na statek i płynąć godzinami… Gdzie czasami nie ma komunikacji publicznej, nie jeżdżą samochody, a co gorsza, nie ma szpitala czy poczty…
W polskim słowie „wyspa” brak znaczenia „izolacja”, które narzuca się jako pierwsze skojarzenie w jego włoskim odpowiedniku. Isola = izolacja. U nas mówi się: zapadła wieś, daleko od szosy. A tam – wyspa, izolacja… Dopiero, kiedy podążając za tym skojarzeniem patrzyłam na „isolani” – czyli na ludzi z wysp takich, jak Pantelleria, Lampedusa, Linosa, Marettimo – zobaczyłam w nich coś, czego się zupełnie nie spodziewałam: radość z bycia częścią tego odległego, odizolowanego świata, jego pełną akceptację. Kiedy na dalekiej, smaganej wiatrem czarnej Pantellerii zapytałam napotkanych mieszkańców: jak się tu mieszka, ze zdumieniem usłyszałam: spokojnie! I w tym słowie było wszystko – duma, radość, akceptacja. Zadziwiło mnie to i postanowiłam zbadać tę sprawę dogłębnie. Stąd pewnie moja pasja do „kolekcjonowania wysp”. Chciałabym zrozumieć jak się mieszka na wyspie. Jak się tam spędza wolny czas, jak się pracuje, jak się uczy. Jakie się tam ma problemy i radości. Jak przeżywa się święta. Jak płyną godziny, dni, lata…
Myślę, że gdybym miała taką możliwość, chciałabym resztę mojego życia spędzić na małej wyspie, słuchając hałasu fal, skrzeczenia mew, przyglądając się marynarzom wracającym z morza. Chciałabym żyć tak właśnie: spokojnie, bez pośpiechu, smakując chwilę… Wiem, że tego marzenia nie zrealizuję, ale dwa tygodnie na Wyspach Eolskich z pewnością pomogą mi zrozumieć choć odrobinę jak tam płynie życie…