Odliczanie zaczyna się w chwili podjęcia decyzji. Początkowo jest to takie odliczanie informacyjne – ile jeszcze czasu… Potem zaczynają się emocje… Dzięki odliczaniu podróż trwa długo, dużo dłużej niż te kilka – kilkanaście dni. Odliczanie działa na wyobraźnię: za pięć miesięcy – za pięć tygodni – za pięć dni … będę tu i tam, będę robić to czy tamto, będę…
Czasem bywa, że odliczanie nagle zaczyna się od nowa – wtedy podróż przedłuża się jeszcze dużo, dużo bardziej… Kiedy przez pięć lat, co roku na nowo planowałam moją pierwszą podróż na Sycylię, początkowo z wypiekami na twarzy odliczałam miesiące do wyjazdu, potem przychodziła refleksja: jednak tego roku nie dam rady, trzeba przełożyć wyjazd na za rok… Chwila żalu i zaraz mój wrodzony optymizm oraz umiejętność znajdowania dobrej strony w każdej sytuacji podpowiadały: jak to dobrze, że jeszcze tyle czasu mam to przed sobą…
Kiedy odlicza się miesiące, emocje to przede wszystkim radość, ciekawość. Kiedy przychodzi moment, gdy do wyjazdu pozostają cztery tygodnie, wraz z radością przebija się lekki dreszcz… Ojej, to już tak niedługo… Bo za dwa tygodnie będzie tylko dwa do wyjazdu, a to już naprawdę zaraz… Wtedy prócz radości, zaciekawienia coraz bardziej dochodzą do głosu obawy, paranoje, niepokoje: czy dam radę… czy coś się nie wydarzy… czy coś mi nie przeszkodzi… czy o czymś ważnym nie zapomnę…
Kiedy odliczam dni zaczynam się bać choroby, wypadku, spóźnienia. Na lotnisku obawiam się jakiejś pomyłki, zagapienia (jak kiedy stanęłam w niewłaściwej kolejce i byłabym poleciała do Londynu zamiast do Rzymu). Kiedy już siedzę w samolocie – obawy pryskają, prócz tej jednej, kiedy coś samolotem rzuci, coś skrzypnie, coś bujnie… Szkoda byłoby nie dolecieć…
Tym razem muszę jeszcze z lotniska w Rzymie dojechać na dworzec autobusowy, kupić bilet (a jak nie będzie?) potem jechać całą noc autobusem, potem znaleźć port w Messynie, potem kupić bilet na wodolot, wsiąść – dopłynąć… I już będzie to na co czekam od półtora roku… Tak będzie, jeżeli mi się to wszystko uda. A uda się?
Za cztery tygodnie o tej porze będę już na lotnisku w Warszawie…