13.06 - Nareszcie w porcie!

W porcie jestem koło drugiej, wiem, że to pora sjesty i z pewnością trzeba będzie poczekać na otwarcie kasy. A tymczasem wcale nie! Z baru wychodzi kobieta i otwiera kasę, sprzedaje mi bilet, rozmienia też pieniądze! Nareszcie udało się to załatwić! A do tego bar, mimo sjesty, jest otwarty, kupuję białą pizzę z cukinią na teraz i drożdżówkę z mozzarellą na potem, oraz wodę. I jeszcze mapę Filicudi i Alicudi.

No, to jakby świat z powrotem stanął na nogach...

Pokrzepiona, z biletem w kieszeni chodzę w tę i z powrotem po porcie (nieczynnym). Cisza, spokój, nic się nie dzieje. Tylko morze hałasuje i wiatr mocno wieje. Dziś wiatr wieje tak, że nie mam ochoty na kąpiel, zresztą widzę, że nikt się nie kąpie. Plaża jest kamienna, ale z takich małych kamieni, i każda fala powoduje grzechot tych kamyków... Morze tu wygląda pięknie, przy brzegu jest szmaragdowe, fajnie byłoby tu się wykąpać – ciekawe, czy drapieżne meduzy tu też grasują...

Filicudi jest inne niż pozostałe wyspy. Mniej zadbane, mniej zorganizowane, bardziej zabałaganione. Bardziej surowe. Tu nic nie jest „pod turystów”. Turyści jeśli są, no to są... I to mi wcale nie przeszkadza. (Jeśli tylko wiem, gdzie jestem...)

on 13 czerwiec 2012
Odsłony: 420

You have no rights to post comments