Ariannę, właścicielkę B&B Mizzica poznałam (wirtualnie) już jakiś rok temu. Nie wyobrażałam sobie, że jest to takie stylowe miejsce! Wchodzisz w bramę, taką typową tutejszą, masz podwórze i zewnętrzne schody na pierwsze piętro. Tymi schodami wchodzi się do B&B. Są tu tylko dwa pokoje, bardzo ładnie, nowocześnie urządzone. Jeden z wewnętrzną łazienką, drugi z łazienką (własną) naprzeciw pokoju. Jest klimatyzacja, wifi, czajnik. Bardzo mnie uceszyło kiedy się zorientowałam, że mieszkanie jest bardzo ciche. Nie słychać prawie zupełnie ruchu ulicznego (przy otwartych oknach!). Oj, może dziś się wyśpię:)
Arianna jest przemiła, na powitanie dała mi słoik dżemu z mandarynek. Reprezentuje firmę, produkującą ekologiczne produkty. Ja mam dla niej domowej roboty dżem z żurawin i toruńskie pierniki. Wieczorem idziemy na kolację w jakieś bardzo ciekawe miejsce, coś w rodzaju lokalu z jedzeniem ulicznym, o ile dobrze zrozumiałam.
Po powrocie z Pantaliki a przed powrotem do B&B Mizzica zajrzeliśmy jeszcze w bardzo ciekawe miejsce tuż koło mojej ulicy (niedaleko też piazza Duomo). Jest tutaj hostel z pubem, który znajduje się w zupełnie niezwykłym miejscu, bo przepływa pod nim podziemna rzeka! Wchodząc do pubu można schodkami zejść w dół, dochodzi się do groty, gdzie widać przepływającą wodę... Zupełnie niesamowite!
Jutro ostatni dzień mojego pobytu na Sycylii. Wybieram się na wycieczkę pociągiem Circumetnea dookoła Etny. No, może nie zupełnie dookoła, bo mam zamiar dojechać do Randazzo, wysiąść tam, a potem pojechać w drogę powrotną, wysiąść po drodze w Adrano i potem to już pewnie do Katanii, choć... zobaczymy. Oczywiście, gdyby pociąg jeździł całkiem dookoła Etny, to bym zrobiła kółko, ale ponieważ nie robi kółka, to nie będę się pchać dalej bo może być problem z powrotem. A i tak po drodzę zdecyduję...
Dziś mój ostatni pełny dzień na Sycylii... Jutro będę jeszcze do południa, ale trudno to nazwać byciem w Katanii, no bo po prostu jadę na lotnisko... A więc ostatni dzień świętuję dzisiaj... Spędziłam go jak chciałam, czyli głównie w pociągu circumetnea. Jest to taki szczególny pociąg, bo jeden - dwa wagony, jadący niezbyt szybko, a w niektórych miejscach wręcz powolutku, w założeniu okrążający Etnę. W praktyce jednak na odcinku między Giarre a Katanią zamiast pociągu jeżdżą autobusy, więc nie ma frajdy...
Circumetnea to nie jest z założenia pociąg turystyczny, służy oczywiście głównie mieszkańcom miejscowości rozrzuconych na zboczach Etny. Jednak zawsze tym pociągiem jeździ sporo turystów, bo z okien pociągu można kontemplować niezwykłe krajobrazy na ogromnej przestrzeni, jaką zajmuje Etna. Można też po drodze wysiąść w której miejscowości, pooglądać ją, i wsiąść do następnego pociągu. Nie jest to jednak aż tak bardzo łatwe jak by się wydawało:
Po pierwsze, sporo czasu mi zajęło, zanim zrozumiałam jak się dostać do tej kolejki. Dzięki pomocy Natalii wreszcie pojęłam: niedaleko Piazza Duomo, jeszcze przed dworcem kolejowym jest pierwsza stacja metra, która jak na razie ma tylko 4 przystanki, a ostatnia to Catania Borgo, skąd wyrusza Circumetnea. Pociągi metra jeżdżą co 15 minut, bilet kosztuje 1 euro.
Po drugie, pociągi Circumetnea nie robią pełnej trasy, tylko najwyżej połowę, później trzeba się przesiąść do następnego pociągu. Pierwszy, jadąc z Katanii dojeżdża najdalej do Randazzo. Stamtąd po godzinie wyrusza pociąg dalej, aż do Giarre. Wracając znów trzeba się przesiąść w Randazzo i znów po godzinie lub dłużej. Jeśli chcemy jeszcze wysiąść na innych stacjach to zaczyna się robić za mało czasu...
Dlatego, po informacji, które miasta najbardziej warto zobaczyć - Randazzo i Adrano, postanowiłam dojechać do Randazzo, tam wysiąść, pochodzić, a potem wrócić w stronę Katanii i wysiąść w Adrano. Chętnie pojechałabym z Randazzo kawałek jeszcze, ale po prostu wszystko razem robiło się za długo, no i ile można być w malutkim Randazzo...
Na początkowym odcinku jadąc z Katanii nie jest zbyt ciekawie, przejeżdża się po prostu przez różne miejscowości, takie same jak zwykle. Później pociąg mija Paterno, duże miasto, które podobno jest ciekawe, ale bardzo szeroko rozbudowane i trudno jest bez samochodu w krótkim czasie je zwiedzić. Widać z pociągu zamek na wzgórzu... Później pociąg sporo jedzie tunelem - kilka stacji, w tym właśnie Adrano znajdują się w podziemiu, a więc trudno się zorientować jakie są miejscowości przez które przejeżdżamy.
Ciekawie się robi w okolicach Bronte. Wiele razy słyszałam, że w Bronte nie ma nic ciekawego ... prócz pistacji, z uprawy których to miasto słynie. Ale ja tam prócz drzew (być może właśnie pistacji) rosnących gęsto widziałam przede wszystkim... zwałowiska lawy! Zupełnie niesamowity krajobraz, trudno aż uwierzyć, że tam mieszkają ludzie!
Wreszcie jest Randazzo, wysiadamy. Powiem szczerze, że nie ujęło mnie, oczekiwałam uroczego miasteczka, tymczasem... takie biedne zaniedbane... Strasznie potrzebuje staranności, jakiegoś przemyślenia. Bo nie tylko jest tu strasznie dużo takich rozpadających się budynków, wszystko ciemne, smutne (pewnie skutek pyłu) to w dodatku widać, że panuje tu wolna amerykanka - ludzie budują byle jak, bez żadnego planu, dużo domów na przykład wykończonych blachą falistą... Jest kilka ładniejszych miejsc, bardzo piękny kościół z wieżą zegarową, ładna ulica z łukami, ale dookoła ... tak bardzo by się przydało posprzątać, odnowić, przemyśleć. Trochę mnie to Randazzo zasmuciło... Piękny natomiast jest stamtąd widok na nurt rzeki Alcantara w dolinie.
Wracając trochę się biłam z myślami, czy wysiąść w Adrano czy nie. Chodząc po Randazzo odpuściłam jeden pociąg a następny było za dwie godziny, do tego Adrano wydało mi się bardzo dużym miastem, zastanawiałam się, czy go nie odpuścić. Ale wysiadłam. Miałam tutaj mniej niż godzinę. Okazało się, że Adrano to faktycznie duże, ale do tego bardzo, naprawdę bardzo ładne miasto! Bardzo zadbane centrum, przepiękne kościoły, wiele bardzo ciekawych budynków, aż szkoda było stamtąd wyjeżdżać! Jednak gdybym nie wyjechała po godzinie, to następny pociąg był dopiero dwie godziny później, czyli spędziłabym tam 3 godziny, to już byłoby za wiele. Żałuję, że w Randazzo byłam tak długo. Jeśli ktoś będzie jechał moim śladem, radzę, zobaczcie Randazzo, ale godzina wystarczy w zupełności, natomiast na Adrano przeznaczcie dwie godziny, tym bardziej, że ze stacji do centrum jest kawałek. Ja co prawda, bojąc się, że nie zdążę na pociąg, przeszłam ten odcinek (w górę) w ciągu 10 minut, ale idąc bardzo szybko.
Po powrocie do Katanii zamiast wrócić metrem postanowiłam przejść ze stacji Catania Borgo do domu piechotą. Był to bardzo miły spacer, bo stacja Borgo jest przy via Etnea, jest to bardzo długa ulica prowadząca z portu aż pod Etnę (ponoć do Nicolosi). Ze stacji idzie się cały czas trochę w dół, a więc nic trudnego. Im bliżej Piaza Duomo tym bardziej ta ulica robi się elegancka, pełna modnych sklepów i drogich lokali. W końcu znalazłam kilka sklepików, gdzie kupiłam prezenty dla domowników i mogłam wrócić do domu.
Zanim zaczęłam się pakować, poszłam jeszcze do tego samego baru, gdzie byłam z Arianną, gdzie kupiłam sobie do papierowej torebki panierowane frutti di mare...
Teraz praktycznie jestem spakowana, znam wszelkie parametry, typu: przystanek na lotnisko, itp, mam wydrukowaną kartę pokładową, popisalam i ... idę spać... Zdjęcia do tych miejsc, gdzie przy wpisach ich brakuje dodam już w domu. Na lotnisku pewnie trochę zdjęć przygotuję. Dobranoc!:)
Za godzinę wychodzę z domu. Tak kończy się moja dziewiąta podróż na Sycylię... O 12.25 mam samolot do Brukseli, tam prawie sześć godzin, które chciałabym wykorzystać na zobaczenie tego miasta ale nie wiem czy mi się to uda, teraz już nie przez problemy z kolejkami na lotnisku, ale po prostu: bo prognoza mówi, że właśnie wtedy, kiedy tam będę ma lać... A ja nie mam nic od deszczu i jeśli by faktycznie lało, to raczej nie ma sensu wypuszczać się do centrum... Miasto w deszczu może oczywiście być ładne, ale...
W samolocie i na lotnisku będę obrabiać zdjęcia, a więc pewnie już od jutra zaczną się one pojawiać na blogu. Tych, którzy tu zaglądają i czytają to co opowiadam, zapraszam, aby za parę dni cofnęli się do dni, które już czytali, ale nie widzieli zdjęć. Mam tego multum! Niestety, program do publikowania zdjęć na blogu co prawda daje możliwość podpisywania zdjęć, ale jest to bardzo utrudnione, dlatego nie jestem w stanie teraz tego robić, postaram się to nadrobić później.
Opuszczam naprawdę z żalem mój pokój w malutkim ale bardzo sympatycznym B&B Mizzica. Chętnie bym tu wróciła. Przede wszystkim jest tu cicho, do tego nie jest duszno i można nawet nie uruchamiać klimatyzacji. No i bardzo mi się podoba ta kamienica w dużym podwórzem. Na balkonie na przeciwko jest kapliczka Matki Boskiej...