Dzień 13, Papa Francesco na Lampeduzie

Byłam pewna, że widać będzie tylko tłumy i to wszystko, tłumy, kordony… A tymczasem widziałam papieża z odległości dwóch, trzech metrów, zrobiłam milion zdjęć, nakręciłam mnóstwo filmów… Gapiłam się na ludzi, na te wszystkie służby – carabinieri, policja, obrona cywilna, ratownicy, strażacy. Ochrona, organizacja, tak, ale wszystko troszeczkę po tutejszemu, bez zbytniej surowości, bez przesadnej powagi. Policjant do tłumu: bardzo proszę kilka kroków w tył! – ludzie: ale chcielibyśmy go zobaczyć, zrobić zdjęcie! – policjant z uśmiechem: teraz parę kroków w tył, a potem powolutku, powolutku do przodu :) Albo ludzie proszą policjantów, żeby – jak zbliży się papież – troszkę się pochylili, żeby nie zasłaniać, a policjant kuca i mówi – my będziemy niziutko!

Papież uśmiechnięty, miły, sympatyczny, wciąż robi rzeczy nieoczekiwane, tu się zatrzyma, to dziecko podniesie, temu rękę poda, ma wsiąść do samochodu, ale jeszcze skręci w bok…
Widziałam z daleka jak przyjechał na miejsce mszy, która się odbyła na stadionie, potem przeszłam od drugiej strony, zobaczyłam jego samochód, więc wydedukowałam, że tutaj będzie wsiadał, i ustawiłam się tam. Oczywiście, postałam na słońcu sporo czasu, ale to wszystko co się działo było ciekawe, pięknie też mówił o tym, żeby nie dyskryminować nikomu, żeby nie odmawiać pomocy bliźniemu. Bardzo pięknie powiedział proboszcz Lampeduzy, że Lampedusa dla niektórych jest skałą o którą się rozbijają, a dla niektórych latarnią morską, która pokazuje im drogę…

Ludzie żartowali, płakali, śpiewali, wołali – Francesco, Francesco! Podczas komunii na stadion poszło mnóstwo księży, każdy pod białym parasolem, niesionym przez towarzyszącą dziewczynę, potem zabrakło księży, i komunię roznosili zwyczajni ludzie.

Kiedy papież odjechał z miejsca gdzie odbywała się msza, wszyscy poszli tłumnie w górę miasteczka, poszłam z nimi, myślałam, że już po wszystkim, koło kościoła spotkałam moje koleżanki, dumne i blade, bo widziały papieża z bliska, jak przejeżdżał obok nich. W kościele było zamknięte spotkanie, przed kościołem stał samochód papieski i barierki, tworzące szpaler od drzwi kościoła na wprost.

Ustawiłam się więc naprzeciwko, i znów obserwowałam ludzi, te wszystkie służby, słuchałam przekomarzania się ludzi z ochroną. Potem wyszedł papież, podziękował za przyjęcie, wsiadł do samochodu i ruszył w naszym kierunku. Przejechał dwa kroki ode mnie, jeszcze zatrzymał się, żeby ucałować jakiegoś dzieciaczka i pojechał, a tłum zaczął się rozchodzić, głównie w kierunku miejsc, gdzie można kupić coś do jedzenia. Wszystko inne przed południem było zamknięte.

Jedno czego żałuję, to tego, że nie zatrzymałam się w porcie – przewidywania, co papież zrobi, gdzie będzie najpierw gdzie potem nie były jednoznaczne. Mówiono, że najpierw z helikoptera ma się przesiąść na łódź i pojechać na miejsce, gdzie znaleziono jakiś czas temu barkę z imigrantami, którzy nie przeżyli drogi do upragnionej Europy. Inni mówili, że najpierw msza, a potem dopiero łódź. Poszłam więc rano na stadion i tam czekałam, a tymczasem faktycznie, najpierw płynął łodzią, a za nim inne łodzie utworzyły szpaler. I żałuję, że tego nie widziałam. Ale oczywiście, nie można mieć wszystkiego…

Przyszłam do domu, zjadłam foccaccię, sałatkę, dostałam czerwone wino i lody. I wreszcie mogłam usiąść. Po prostu błogostan…Teraz napawam się wolną chatą, potem pojadę do Cala Creta i Mare Morto, może się wykąpię, jeśli da się wejść do wody. Zrobię to, co będę chciała :)

Poniżej film, nakręcony przeze mnie podczas wizyty Papieża Franciszka:

on 08 lipiec 2013
Odsłony: 523

You have no rights to post comments