Po południu pojechałam autobusem do ostatniego przystanku, który, jak się okazuje, jest w miejscu najwyższym na wyspie (121 m) i nazywa się ciekawie: Albero Sole (czyli Drzewo Słońce – nie ma tam drzew, ale słońce jest). Stamtąd chciałam dojść do latarni morskiej na Punta Ponente, czyli najbardziej na zachód wysuniętym punkcie wyspy. Byłyśmy tam dwa lata temu z Alką podczas naszego rajdu wypożyczonym samochodem po wyspie – dojechałyśmy dokąd się dało, a potem poszłyśmy piechotą ścieżką. Padało wtedy tak śmiesznie, pokapywało, dookoła były czerwone kałuże.
Tym razem nie padało, było pogodnie, choć słońce się czasami chowało. Postanowiłam pójść wybrzeżem. Ta część wyspy jest niedostępna, stroma, od strony morza wygląda to całkiem niezwykle – takie groźne potwory sterczą z morza. Od lądu gdzie niegdzie widać urwisko, strach podejść, bo a nuż… Szłam ścieżką, potem po prostu po kamieniach, podchodziłam bardzo ostrożnie blisko krawędzi żeby zrobić zdjęcia. Potem od strony morza zaczęły się robić takie jakby wąwozy, jeden udało mi się minąć, ale drugi okazał się zbyt rozległy (wysoki po bokach, głęboki po środku) i zrezygnowałam, wróciłam do ścieżki. Kiedy już zobaczyłam w oddali latarnię morską, postanowiłam wracać. Autobus odchodzi co godzinę, gdybym się spóźniła, wróciłabym do domu trochę późno, pewnie nic by się nie stało, ale nie chciałam przesadzać.
Wróciłam drogą, potem szosą, mniej ciekawie, ale więcej pewności że wrócę na czas. Ciekawa sprawa, bo w tej okolicy jest wiele takich zagadkowych urządzeń i budynków wojskowych z tablicami ostrzegawczymi, coś buczy, jakiś radar się kręci, mnóstwo ostrzegawczych znaków, że nie wolno się zbliżać, robić zdjęć i tak dalej. Tymczasem droga prowadzi po prostu przez środek tego terenu, a wewnątrz nie widać nikogo…
Na przystanku byłam na 15 minut przed czasem, ludzie już siedzieli na skałach czekając na zachód słońca, które obniżało się obiecująco. Pstryknęłam parę zdjęć, przyjechał autobus. Powiedziałam kierowcy, co o tym myślę: jak można przyjechać, kiedy słońce zachodzi…
W domu dzisiaj na szczęście atmosfera dużo lepsza. Mam wrażenie, że ktoś komuś coś musiał powiedzieć. E meno male, jak mawiają tubylcy ...