Dzień 15, przedprzedostatni w wolontariacie

Dziś postanowiłam, że zostanę na plaży Królików, żeby spokojnie popływać po drugiej stronie Wyspy, w zatocie Tabaccara, żeby zobaczyć, co tam jest pod wodą, spróbować coś sfilmować. Żeby nie przyjeżdżać tu jeszcze raz postanowiłam zostać, kiedy się zmieniamy, i po przybyciu drugiej zmiany popłynąć tam, a potem wrócić autobusem. I dokładnie to mi się udało zrobić co chciałam. Nie znalazłam raf koralowych ani czerwonych ryb w niebieskie paski, ale godzina pływania z głową pod wodą to jest coś…

A wcześniej: rano morze miało niezwykłe prądy, takie smugi na horyzoncie. Nie skłamię, jeśli powiem, że każdego dnia ten rajski obraz, jaki widzimy schodząc w dół jest inny, zmieniają się kolory, ostrość, kontrast. Ostatnio w morzu zaczynają grasować meduzy, podobno dlatego, że woda jest trochę cieplejsza. Przychodzą do nas ludzie z oparzeniami, niektóre są naprawdę spore…

Kiedy dyżurowałam przy wejściu na plażę, usłyszałam swojską mowę, podeszłam. Grupka rodaków stała przed tablicą, gdzie opisana jest historia i cel rezerwatu. Podeszłam, przywitałam, a oni poprosili, żeby im to streścić. A więc opowiedziałam wszystko co mi do głowy przyszło, podałam wszelkie zasady, zakazy, informacje. Grzecznie wysłuchali i poszli, a zbliżył się młody człowiek ze słowami (po włosku) – ja jestem Lampedusano, mieszkam w Polsce w Rybniku, pracuję we włoskiej restauracji, przyjechałem tu z przyjaciółmi na dwa tygodnie. Salvatore mówi trochę po polsku, rozumie bardzo dużo, ma wiele uznania dla wszystkiego, co w Polsce widział i poznał. Później widziałam tę grupkę na plaży, byli bardzo grzeczni, zdyscyplinowani, starali się jak mogli, żeby przestrzegać wszelkich zasad – i bardzo mi się to podobało.

Wszyscy pytają o żółwie, a one wciąż czekają. Daję im jeszcze dwa dni – jak by to było pięknie schodząc rano na plażę dowiedzieć się, że jest gniazdo… Choć najczęściej jest tak, że żółwica jednej nocy przypływa na rekonesans, sprawdza, czy wszystko jest w porządku, i dopiero następnej nocy wraca złożyć jaja. Czyli musiałaby tej nocy przypłynąć na rekonesans… No, ja nie wiem. Rano piasek jest chłodny, a przecież piasek służy jako inkubator… Zobaczymy.

Jutro mój ostatni normalny dzień w wolontariacie. Jutro robię placki ziemniaczano-cukiniowe, ciekawe, czy zechcą je tknąć. Pojutrze odlatuję samolotem o 16, ale do 14 mam dyżur na plaży. Oczywiście, będę się stresować czy dotrę na lotnisko na czas, no ale ich głowa w tym, żeby mnie dowieźć, a lotnisko jest bliziutko. Spakuję się poprzedniego dnia, wszystko przygotuję, z plaży tylko wrócę zjeść, odświeżyć się i coś przekąsić – i w drogę. Skończy się ten, najgłówniejszy etap mojej podróży, a zacznie ostatni – Palermo, Ustica, Trapani, potem Kraków, Katowice i 17-go lipca będę w domu.

Jeśli jutro nic nie napiszę, nie martwcie się, w Palermo mam mieć wifi, więc na spokojnie sprawdzę wreszcie pocztę, może na coś tam odpiszę, wyślę zdjęcia. Byłoby rozsądnie jutro odpuścić sobie kawiarenkę. Oczywiście, co zrobię, zobaczę jutro…

Teraz jest wpół do siódmej wieczorem, zaraz idę połazić, przez kawiarenkę. Może dojdę do Drzwi do Europy? Zobaczymy… Po dzisiejszym upale na plaży i potem godzinnym pływaniu należy mi się dzisiaj odpoczynek.

on 10 lipiec 2013
Odsłony: 432

You have no rights to post comments