Dzień 16, ostatni normalny dyżur

Dziś atmosfera szczególna, czuje się, że jutro się rozstajemy. Dyżurowałam wieczorem, przed południem wybrałam się do Cala Galera, kamiennej zatoki w pobliżu campingu. Byłyśmy tam z Alką, było pusto, kamiennie. Teraz też było tam tylko parę osób, cicho, spokojnie. Próbowałam coś sfilmować pod wodą, nie było łatwo, bo pełno tam wodorostów, znalazłam parę miejsc, gdzie coś tam się działo, ale to wciąż nie to, czego szukam. Potem ubrałam się i poszłam w górę.

Kawałek drogi jest do przystanku, autobus odchodzi co godzinę, oczywiście, żeby się nie spóźnić i nie dostać bury, wyszłam z plaży pół godziny za wcześnie. Odwiedziłam Angelo na campingu, początkowo nie kojarzył, ale potem uradował się – byłaś z córką, miałyście domek numer 4! Pozdrowienia dla córki! Okazuje się, że dwie dziewczyny, którym poradziłam to miejsce (przez Angelo z Trapani) faktycznie przyjechały, Angelo (z Lampeduzy) serdecznie mi podziękował…

Potem dyżur, pozwolili mi urwać się na pół godziny żeby rzucić okiem na Cala Pulcino. Wieczorem, była tam tylko jedna łódź, a morze nieco pofałdowane, więc nie było tego wrażenia latającej łodzi, ale i tak warto było. Potem pływanko i do domu na kolację.

Kolacja odrobinę uroczysta. Ale zrezygnowałam z placków, po tym, jak wcześniej zrobiłam im grzanki i marudzili, nikt nie tknął tego co zrobiłam. Gotować dla Włochów to nie na moje nerwy, oni zawsze wiedzą lepiej, mają własne zwyczaje, wszystko co inne według nich nie nadaje się do jedzenia…

Było wino, była dyskusja na temat plusów i minusów obozu. Moja przewaga nad resztą pań jest taka, że ja wiedziałam doskonale w co się pakuje, one po prostu przyjechały na wakacje. Nie miały pojęcia, jakie będą warunki, co tu trzeba robić, że trzeba gotować, sprzątać i zabraniać ludziom różnych rzeczy. Ale tak sobie myślę, im bliżej końca tym bardziej jest nam ze sobą dobrze…

on 12 lipiec 2013
Odsłony: 510

You have no rights to post comments