Dzień 7, Linosa

Już w moim malutkim mieszkanku na Linozie. Powolutku dochodzę do siebie po nocy, oczywiście, mało przespanej (w kajucie byłam sama, prom kołysał, trochę warczał, bolało gardło i tak dalej). Za chwilę ruszę w miasteczko. Leżę sobie teraz na moim łóżku, drzwi do domu otwarte, ale przed łóżkiem piękny parawan z trzciny mnie zasłania. Mam kuchenkę, ale pewnie z niej nie skorzystam, oczywiście, kawy nie ma – wypiłam cappuccino na promie. W suficie jest okienko, automatycznie sterowane, dzięki czemu cały czas jest tu miły przewiew.

Jestem na posiadłości rodziny Errera, w poprzedniej podróży poznałam braci Gerlando i Gerardo, a dziś powitał mnie Giovanni. Jest tu kilka zabudowań, wszystko należy do rodziny Errera, podobnie jak bar w porcie, market i itp. Jestem dwa kroki od portu, ale prom przybija do innej przystani.

Internetu tu nie ma, tak podejrzewałam. Nic to, przeżyjemy. Jest słonecznie, nie upalnie, ale chyba naprawdę ciepło, chyba nie ma silnego wiatru, może wypróbuję mój kapelusz. Teraz wybieram się na spacer po miasteczku.

on 01 lipiec 2013
Odsłony: 706

You have no rights to post comments