Doszłam do białych zboczy, znalazłam – niestety, już nieużywane – wykopaliska pumeksu, ukradłam dwie pumeksowe kostki. W Porticello zeszłam do portu, z którego bezpośrednio na statki ładowano pumeks (kiedy go jeszcze wydobywano), była też tam plaża (szara), a obok coś co wyglądało albo jak prywatny dom, albo ... może tu dają jeść...
Okazało się że dają, i to był strzał w dziesiątkę! Wczoraj wykarmiłam się dużym kawałkiem foccacci za półtora euro. Dziś mogę zjeść obiad! To było pyszne – polpetti di tonno, czyli jakby mielone kotlety – czy pulpety – z tuńczyka.
Najadłam się do syta, napiłam, odpoczęłam – i poszłam dalej.