W Mediolanie czekał na mnie mój wieloletni przyjaciel, o którym już kilka razy tu pisałam, Bruno De Marchi (Castello Brandolini, Gemona del Friuli, Mediolan i Triest). Jechałam z niemałą obawą, bo wiedziałam, że Bruno dwa lata wcześniej przeszedł wylew, i nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie widzieliśmy się wiele lat, patrzyłam na przechodzących przechodniów i próbowałam się doszukać podobieństwa. Ale kiedy przyszedł, poznałam go natychmiast. Nie kulał, nie było widać oznak wylewu. Zapytałam: jak się czujesz? Powiedział: Dobrze, tylko nie mówię... Jak to nie mówisz, przecież mówisz! - Zobaczysz... I faktycznie, okazało się że wylew uderzył go w najczulsze dla człowieka jego typu miejsce: afazja, problemy z mówieniem. Byłam świadkiem jego walki ze sobą. Więcej napisałam o tym w Gemona del Friuli...
Przez trzy dni u Bruna oczywiście nie poznałam Mediolanu, ale trochę pochodziłam, kiedy Bruno pracował, trochę chodziliśmy razem, kiedy wypoczywał. Jego mieszkanie mieściło się w pięknej dzielnicy Navigli - domy nad kanałem, wiele mostków, dzielnica artystów. Poniżej troszkę zdjęć, jakie zachowały się z tych dni. Wiele ich nie ma, niestety...