Rano po śniadaniu Nino podwiózł mnie do centrum miasteczka, gdzie przy placu stoi zabytkowa brama. Tą bramą weszłam do Centro Storico Moncalieri. Stare Miasto jest malutkie, ale urocze, jest tu właściwie prócz kilku wąskich uliczek jeden duży elegancki plac z duomo, a za nim rozciąga się rozległa średniowieczna budowla - sabaudzki zamek. Zamek znajduje się na szczycie wzgórza, czy pójdziemy w prawo czy w lewo, zewsząd można podziwiać widoki. Idąc w stronę domu podziwiałam nie tylko widok na miasteczko i płynący niżej Pad, ale też - niemal nie odznaczające się od chmur - szczyty Alp...
Kiedy zeszłam ze wzgórza i szłam już w stronę domu postanowiłam zejść do brzegu Padu. Domy stojące przy ulicy właściwie przylegały do brzegu rzeki, ale nie widziałam jak do niej zejść. W końcu jednak dotarłam do uliczki, która prowadziła do parku krajobrazowego a także przystani. Pad po ostatnich ulewach wezbrał mocno i woda jest koloru gliny...
Po południu pojechałyśmy z Anną do niedalekiego parco Europa w Cavoretto, znów na wzgórzu, skąd można podziwiać widok na Turyn no i Alpy. To było spokojne popołudnie, spacerowałyśmy po parku, wspominałyśmy nasze wspólne spotkania, opowiadaniom nie było końca...
Przed powrotem do domu zajechałyśmy do innego mercatino, gdzie Anna miała odebrać 4 euro za jakiś wstawiony tam drobiazg, który się sprzedał, a ja czekając na nią wypatrzyłam takie cudo: śliczny prawie zielony ceramiczny pojemnik na kawę z logo firmy Vergnano, czyli dokładnie tej kawy, którą piję od lat! Zrobiłam mu zdjęcie żałując, że nie mogę go kupić, bo po prostu jest za duży i nie zmieściłby się do walizki. Kiedy Anna mnie zobaczyła przed tym cudem stwierdziła kategorycznie, że absolutnie się zmieści, można do niego włożyć skarpetki i kto wie co jeszcze i w ogóle nie było o czym gadać. Nie pozwoliła mi wydać tych 3 euro, powiedziała że mi go kupuje i już...