Dziś jestem giù, w dołku... Brzuch z bólu skręca, w glowie wiruje... Siedzę na razie w kawiarence i opisuję wczorajszą wycieczkę, licząc na to że jakoś dojdę do siebie, ale coraz bardziej myślę o jakimś lekarzu... Jechać do Syrakuz? Jak tam nie pojechać... Ale co ja z tego będę miała w takim stanie? Co prawda w schronisku przemiła Francuzka dała mi jakąś tabletkę, ale to mi chyba bardziej zaszkodziło niż pomogło...
Nie wiem jeszcze co dziś zrobię. A przecież już jutro rano wyjeżdżam z Noto wprost na lotnisko w Katanii i po południu będę w domu. Przydałby się tydzień wolnego, żeby odpocząć...
(ciąg dalszy, dopisek już po powrocie):
Z kawiarenki trafiłam na pogotowie, dwie kroplówki i zastrzyk, i jak żal Syrakuz! Parę godzin poziomo i wreszcie lepiej. Ze szpitala idę powolutku w stronę Ostello, pomstując w duchu, że ostatnie godziny na Sycylii muszę spędzić w łóżku, ale zamiast tego jakoś tak ... trafiam na przystanek i chwilę później... jadę do Syrakuz...(?!)
Oczywiście, cóż można zobaczyć w Syrakuzach jak się ma dwie godziny, i do tego kiedy się musi chodzić wolniutko, odpoczywając... Wybrałam spacer po starówce na wyspie Ortigi i choć ledwo zipię, to jaka frajda, że wygrałam, że tu przyjechałam, że nie dałam się! Boję się zjeść cokolwiek, a nie jadłam nic od rana, dlatego sił mam niewiele, ale idę z przystanku w kierunku słynnej wyspy i odpoczywając co chwilę podziwiam widoki...
Od 2,5 tys. lat wyspę Ortigię z Sycylią łączy most. Miasto Syrakuzy (Siracusa) leży na płaskiej wapiennej wyżynie opadającej stromo do morza oraz na wyspie Ortigia.
Dzisiejsze miasto zajmuje niewielką część powierzchni starożytnych Syrakuz. Obrzymia, od dawna niezamieszkana wyżyna Epipolai, rozciągająca się na zachód od dzisiejszego miasta, była przed 2 tys. lat największą dzielnicą milionowej antycznej metropolii. Płaska skalista wysepka Ortigia służyła jako schronienie oraz naturalny port.
Syrakuzy w starożytności były nie tylko ośrodkiem gospodarczym i politycznym, lecz także naukowym i kulturalnym. (cyt. Marco Polo - Sycylia, porady ekspertów)
Mijam most, łączący wyspę z lądem, gdzie między łodziami chłopcy grają w piłkę wodną. Idę wybrzeżem patrząc wstecz na miasto i na port, a potem zagłębiam się w Starówce. Oczywiście, muszę dojść do końca, i na drugi brzeg wyspy, bez tego chodzenie nie miałoby sensu... Podziwiam niezwykle elegancki Piazza Duomo, zaglądam w zaułki... Radość z tego, że tu jestem dodaje mi skrzydeł...