Za godzinę wychodzę z domu, jadę do Krakowa, a stamtąd jutro 20 minut po północy mam samolot do Palermo. W Palermo będę ok wpół do trzeciej, no i zacznie się chyba najtrudniejszy dzień - bez spania, kimanie do rana na lotnisku, a potem łażenie po miescie ziewając. Ale jakoś to pójdzie, miejmy nadzieję...
W schronisku powiedzieli, że dostanę miejsce po południu, a więc nie ma się co spieszyć. Można pojechać pociągiem do Palermo chyba koło szóstej, ale nie bardzo mi się ten pomysł podoba, wolę poczekać na pierwszy autobus o 7 rano, w ten sposób pojadę (z przesiadką) prosto do Ostello. Zostawię bagaże i - miejmy nadzieję - uda się dostać do łazienki...
(Tylko moja rodzina wie, w jakiej sytuacji wyjeżdżałam z domu... mieliśmy akurat domowy dramat - zepsuty hydrofor, brak wody, żaden hydraulik nie chciał przyjść naprawić. Ja z plecakiem nie wiedziałam co robić. Zapytałam dzieci, czy mam zostać. Kazały mi jechać. Pojechałam, a oni jeszcze przez 10 dni nie mieli wody! Smsami z Sycylii radziłam co robić. Kiedy wróciłam, woda byla. Dali radę...)