Idę i idę... przy drodze widzę znajomą roślinę - to winorośl! Krzewy są niskie, wyglądają na nieco zeschnięte, ale jest ich mnóstwo, plantacja. Z Pantellerii sprowadza się doskonałe winogrona do produkcji wina, mają bardzo dużą zawartość cukru. Najpierw bardzo nieśmiało, a potem coraz śmielej próbuję zerwać kiść. Zrywam tylko te, które kładą się na murek przydrożny. Na murku moje, za murkiem wasze! Nie wiem ile tych winogron zjadłam, chyba z kilka kilo!
A potem? Co to błękitnieje w oddali? MORZE!!!
A więc udało się, jestem Kolumbem, przeszłam na drugi brzeg! Co prawda, morze widzę z daleka, ale widzę! Czuję prawdziwą dumę spełnionego wędrowca!
I co teraz? Z pewnością tutaj będzie jakiś sklep, jakiś bar, coś zjem, napiję się a potem jeszcze zobaczymy. Za wcześnie żeby iść na północ w kierunku lotniska. O dziwo, widzę ludzi, pytam - jak się nazywa to miejsce? Bukkaram. O, to wiem gdzie jestem.
Znajduję jakieś gęstsze zabudowania, kieruję się tam, wchodzę jakby w ulicę, po czym przepędza mnie stamtąd wrażenie, że jest to teren prywatny lub jakiś ośrodek. Może się mylę, ale nie widać nikogo, żeby zapytać... Wychodzę znów na drogę...