Poniedziałek, mój powrót na Pantellerię

Piszę leżąc wygodnie na moim łóżku w moim domku z widokiem na morze. Jest tu spokój, cisza, jest pięknie... Nie jest łatwo, bo po pierwsze, nie dochodzi tu wifi, będę próbować jakoś sobie poradzić, dlatego piszę offline, i jak znajdę internet, to wkopiuję to co piszę. Nie jest też łatwo, bo plany zobaczenia tu "wszystkiego" oczywiście są nierealne... Pamiętałam, że jest to wyspa dużo większa niż to sobie wyobrażałam kiedy tu przyleciałam po raz pierwszy, ale nie pamiętałam, że jest aż tak duża. Jest tu masa dróg, ścieżek, tras, gór (wulkanów), dolin, różnych cudów wartych zobaczenia. A do tego nie wiadomo jak i gdzie się dostać. Niby są autobusy, ale jak na razie nie wiem, kiedy jadą i dokąd. Na przystankach nie ma rozkładów. W porcie pewno gdzieś są, ale ja jestem 6 km od portu...

Na lotnisku powitał mnie Toni, właściciel 2 Kotów. I od razu zapytał, jak ja mam zamiar sobie na tej Pantellerii poradzić, skoro nie biorę samochodu... Powiedziałam mu, że dam sobie radę, że może rower, a on na to, że na rowerze nie dam rady, bo tu wszędzie góry... No tak, po górach to ja nie pojeżdżę. No i potem zawiózł mnie do sklepu i kazał zrobić zakupy na te cztery dni, no bo koło domu nie ma sklepu, a skoro ja bez samochodu... No to nakupiłam wszystkiego, ileś tam butelek wody i tak dalej. Trochę wprowadził mnie w taki stan, że zaczęłam faktycznie się obawiać, co ja na tej całej Pantellerii będę robić ... bez samochodu...

Ja faktycznie, trochę myślałam, żeby wziąć samochód, ale tak jak na Lampeduzie, na jeden dzień, pojeździć wszędzie. Ale szybko ten pomysł porzuciłam (o tym za chwilę). Dojechaliśmy do domu i ... o rany, jak mi się tu podoba!!!

on 04 maj 2015
Odsłony: 482

You have no rights to post comments