Spacer z Giulianą do Cuddia Mida

Tymczasem Giuliana zaproponowała spacer, który przerodził się w wycieczkę. Szkoda, że nie wzieliśmy wody, no i nie wiedziałam, że są takie plany i nie wzięłam odpowiednich butów. Ale wycieczka była przesympatyczna, brakowało tylko (choć nie cały czas) słońca. Cuddia to krater wygasłego wulkanu, a okazało się, że najciekawszy był nie krater, ale fumarole (tu nazywają je favare) w jego okolicy. W wielu miejscach unosiła się w powietrzu para, jakby dym, wydobywający się między skałami. Giuliana pokazała nam taką, od niedawna istniejącą, dziurę w ziemi, z której po prostu po środku ścieżki wydobywała się gorąca para, a w pobliżu można było zobaczyć coś jakby rysunek na ścieżce, namalowany przez te wyziewy. Nie miały one żadnego zapachu, ale były gorące i mokre.

Szliśmy przez las, ścieżkami w górę i w dół, z góry było widać duży kawałek wyspy, a w nim Lago di Venere. Po drodze widzieliśmy przeróżne rośliny, rosnące bujnie, niektore z owocami - dużo było takich o malutkich czerwonych owocach, ogromne krzaki dzikiego rozmarynu, kopru, a ile przeróżnych zapachów! Nie bylo tak kolorowo jak wtedy, kiedy bałam tu w maju, ale przede wszystkim bardzo zielono.

Nie był to mały spacerek, wróciliśmy koło 18.30, potem moi sąsiedzi zaoferowali się, żeby mnie odwieźć do domu, po drodze chcieli wstąpić do sklepu na zakupy, to wstąpienie śmiesznie wyszło, bo zrobili niezły kawałek drogi. Miałam nadzieję nie wydawać już pieniędzy, bo właściwie, prócz chleba nic nie potrzebuję, ale chleba nie było, za to było wino, kapary i orzeszki piniowe...

Na kolację zrobiłam sobie tortellini z ricottą i szpinakiem polane oliwą i posypane pecorino i do tego wino. 

Cieszę się bardzo, bo spędziłam bardzo ciekawy dzień, do tego miałam okazję pogadać z ludźmi no i zajrzeć do prawdziwego dammuso... Jutro mam nadzieję pojechać na prawdziwą wycieczkę gdzieś dalej...

on 02 październik 2018
Odsłony: 471

You have no rights to post comments