Z Turkami na podbój Wiednia

W końcu, z wielkimi wyrzutami sumienia zostawiłyśmy naszego tureckiego kierowcę i jego Tira, a ponieważ nie było go w samochodzie kiedy podjęłyśmy taką decyzję - poszedł grać w karty z innymi kierowcami - zostawiłyśmy mu jedyny w swoim rodzaju list, napisany po turecku, niemiecku, angielsku i polsku oraz pismem obrazkowym :) - że dziękujemy, że przepraszamy, że było miło, ale że musimy gnać...

Zabrałyśmy nasze plecaki i poszłyśmy drogą przed siebie. Było to już na terenie Austrii. Próbowałyśmy zatrzymywać samochody, ale gdzie tam... Doszłyśmy do małego miasteczka. Leje, jest zimno. Zaglądamy do jakiegoś pensjonatu - niechętnie ktoś otwiera, pytamy o ceny. Astronomiczne. Pytamy, czy nie byłoby możliwości przenocowania gdzieś pod dachem, ale nie w pokoju. Nein - i drzwi zamknięte... Wzdychamy na myśl o tureckiej gościnności, i jak dwie zmokłe kury wleczemy się przez austriacką nieprzyjazną noc. Droga prowadzi pod górę, jest ciemno, leje, burza, zakręt. Warunki dla autostopu po prostu nieprawdopodobne. Ale widać że za nami jedzie samochód, więc odruchowo machamy rękami, nie odwracając się nawet... SAMOCHÓD STAJE!!! - Wiedeń? Wsiadajcie!

Coś nieprawdopodobnego, to chyba rekord świata w autostopie! Nikt, na całym świecie nie zatrzymałby się w takich warunkach! Tylko - no kto? TURCY!!! W samochodzie jest ciepło, gra znana nam muzyka, tureckie płyty, pierwszy raz widzę samochodowy odtwarzacz (na płyty analogowe!). Trochę rozmawiamy, potem zasypiamy. Przez sen widzę jak samochód jedzie jasnymi tunelami, jakimiś nieprawdopodobnie nowoczesnymi trasami, estakadami, czegoś takiego nigdy dotąd nie widziałam...

W końcu - gdzie chcecie wysiąść, jesteśmy w centrum Wiednia! - my rozespane... gdzie? No, może jakiś tani hotelik... Zostawili nas pod hotelem, pożegnali się, Tesekkür ederim - podziękowałyśmy pięknie, po raz ostatni w tym śpiewnym języku ... Dzwonimy, pytamy o cenę, dziękujemy, odchodzimy... Jesteśmy same w Wiedniu nocą...

You have no rights to post comments