W Ispica poczekałam na przystanku pół godziny, autobus przyjechał wcześniej niż w rozkładzie (co prawda w rozkładzie są dwa, jeden o 14.10 a drugi o 14.20, dziwnie tak - ja wsiadłam w ten pierwszy). Autobus jedzie do Pachino, wg rozkladu tam powinnam się przesiąść w autobus do Marzamemi. Tymczasem w Pachino, kiedy pytam, gdzie mam wysiąść żeby złapać autobus do Marzamemi mówi: ja panią zawiozę, to blisko... No i bądź tu mądry, o co chodzi?... Kiedy wysiadłam tuż przed wjazdem do Marzamemi, zapytałam ile jestem mu winna, powiedział, że nic i pojechał...
Salvo miał po mnie przyjechać do Marzamemi pół godziny później, wysłałam mu sms, że już jestem, za chwilę przyjechał. Miły, młody człowiek, od razu zaczął mi opowiadać o miejscach, które mijaliśmy, o podróż. Zawiózł mnie do supermarketu na zakupy, sklep był wielki, on czekał przed wejściem a ja się głowiłam, co mogę potrzebować przez 4 dni, bo pewnie blisko domu nie ma żadnego sklepu. Wykupiłam chyba pół sklepu a on się spóźnił do pracy :( Gdyby mnie zawiózł do takiego małego sklepiku, raz dwa i byłoby zrobione!
Potem jadąc do domu pokazał mi okolice, jak się dostać na plażę a ja prawdę powiedziawszy czułam się jak w labiryncie... No i zajechaliśmy pod dom, ktory widziałam nieraz na zdjęciach, i oniemiałam z wrażenia...