Hura, hura, laptopik ożył!!! Okazało się, że się tak na poważnie zawiesił, wieczorem zauważyłam, że był ciepły choć od wielu godzin wydawał się wyłączony, żadnych innych oznak życia. Wtedy pojawiła się nadzieja, rano był zimny i martwy. Ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że może być martwy bo rozładował się wreszcie, a więc jak wreszcie taka myśl mi się pojawiła, podłączyłam, poczekałam chwilę - i ożył!!! Musiał jednak przeżyć śmierć kliniczną, bo nawet godzina mu się zresetowała...
Osobom, które dziwią się, że w podróży martwię się komputerkiem, zamiast chłonąć widoki, spróbuję wytłumaczyć: chłonę, chłonę, jak najbardziej. Tylko nie wystarczy mi to co wchłonę, chcę się z tym podzielić, po to blog, po to facebook. Jeżdżę sama, ale w podróży myślę o tym, żeby innych namówić na przyjazd moimi śladami. Chcę pokazać jak tu ładnie. Ale nie tylko, bo dla moich wspomnień też piszę, wklejam zdjęcia. Pamiętam, 10 lat temu, po mojej pierwszej podróży na Sycylię siedziałam nad zdjęciami przez 2 miesiące, i robiłam wtedy tylko to, to była ogromna robota i masa czasu. Kiedy zajmuję się zdjęciami w podróży, jest to o wiele łatwiejsze, bo robię to po trochę, w wolnych chwilach, na bieżąco albo po paru dniach, jeszcze na świeżo. Łatwiej mi opowiedzieć o miejscach, które są na zdjęciach zanim pojadę dalej. Teraz jest mój czas na to, i sprawia mi to ogromną frajdę, kiedy wrócę do domu, zajmę się domem :)
Żeby nie było tak idealnie, to od rana leje. Ciemno, buro, mokro. Przed południem rozpogodziło się odrobinę, przestało padać, pochodziłam po mojej posiadłości, pstryknęłam parę zdjęć, potem nawet myślałam, żeby się wybrać gdzieś choćby na krótki spacer, jednak zanim się zebrałam, znów się zaciągnęło i zaczęło padać. I tak ma być do wieczora... Salvo strasznie się martwi, że tak mi się pobyt tutaj nie udał, proponuje, że mnie zabierze na jakieś zakupy czy coś, ale nie potrzebuję, mam wszystko. Dziś od swojej Mamy, Silvany przywiózł mi smakołyki na obiad!
Moja nadzieja, że jutro może będzie lepiej. Tak bardzo bym chciała wybrać się jeszcze na wycieczkę do dalszej części Vendicari, dotrzeć do plaży Cala Mosche. Miejmy nadzieję, że tak jak wczoraj darowano mi pół dnia w miarę dobrej pogody, tak dostanę jeszcze tę szansę jutro, bo pojutrze raniutko przenoszę się do Modiki. Jak bym mogła, to bym została tutaj jeszcze ze dwa dni, no ale nie mam takiej możliwości. Jak mawiają Włosi: pazienza...