Jak mi tu dobrze! Co prawda jeszcze nie wyszłam z domu, ale port wchodzi przez okna ze swoim widokiem, dźwiękiem rozmów i nawoływań od samego rana, kołyszącymi się leniwie łodziami... Nic nie muszę! W mojej sypialni wielki wiatrak udaje klimatyzację (bardzo sprawnie i cicho), okna w pokoju są szczelne i jak je zamknąć, prawie wcale nie słyszę dźwięków zzewnątrz, ale jak na razie wcale mi nie przeszkadzają. Jest dość pochmurno (wieczorem padało), ale w ciągu dnia ma się rozpogodzić. Mam tu i wiatraki, i jest też klimatyzator, ale nie widzę potrzeby żeby go włączać.
Mam wszystko czego mi trzeba, no może prócz cukru ;) ale na szczęście przywiozłam ze sobą ze dwie jednorazówki, więc potem spróbuję zdobyć jeszcze parę i będzie ok. Rano zrobiłam sobie cappuccino, z kawy i mleka przywiezionych z domu, ale potem pójdę do sklepu i będę miała tutejsze. Wczoraj było za późno na sklep, więc na śniadanie rozpakowałam jedne prezentowe pierniczki - i jest OK :)
Przejrzałam i wybrałam wczorajsze i przedwczorajsze zdjęcia, potem wstawię je po trochę tutaj. Niedługo wyjdę połazić po okolicy, leniwie i bez pośpiechu... O to mi chodziło!
Wyobraźcie sobie: pisząc te słowa leżę sobie na moim małżeńskim łóżku w sypialni, przez drzwi do pokoju widzę w drzwiach balkonowych za powiewającą firanką morze w porcie, łodzie, i to morze tam dalej... Czego więcej można chcieć od życia? ;)
Poniżej najpierw moje mieszkanko tak, jak je zobaczyłam wczoraj, zaraz po przyjeździe:
A teraz jak je widzę teraz: